piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział VI


Weszła do domu powolnym krokiem, nie dbając nawet o łagodność przy kładzeniu torebki. Co mogła powiedzieć? To, co zobaczyła, wprawiło ją w totalne zaskoczenie, nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. Rozglądała się po mieszkaniu, dalej nie mogąc uwierzyć we wszystko. No bo jak ma zareagować kobieta, która widzi przed sobą kwadratowy stolik, nakryty białym obrusem, a tamwykwintna kolacja przy świecach? Na blacie stało wiaderko z szampanem i kostkami lodu który powoli się chłodził. Takie rzeczy to widujemy tylko w filmach. Hermiona pomyślała, że to nie jest zrobione jako przeprosiny. Coś musiało się stać. Miała rację.
-Cześć! –Przywitałsię radośnie jej małżonek, co po raz kolejny wprawiło w osłupienie Hermionę. –Jak minął dzień?
-Cześć... – odpowiedziała Hermiona, która wyglądała jak spetryfikowana.-Dobrze. -odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie. Ciekawiło ją ogromnie, cóż mogło się stać. Ostatnio Draco emanował jakąś radością, ale to przekroczyło wszystkie dotychczas postawione granice.
-Wina? –zapytał, dalej wesoły, pokazując jej butelkę czerwonego trunku.
-Chętnie. –Zdjęła sweter, ponieważ na dworze było zimno. Październik  nadchodził pełnymi krokami. –A co to za okazja? – zapytała zaciekawiona, dalej patrząc na niego niecierpliwie.
-Nie co dzień dostaje się awans. –Uśmiechnął się Draco.
-Naprawdę?! –krzyknęła uradowana Hermiona i przytuliła się do niego. Draco właśnie uznał się za najszczęśliwszego człowieka na całym wszechświecie. Brakowało mu bliskości Hermiony i to bardzo. Nawet zwykłe przytulenie sprawiło, że poczuł się cudownie, jak… zakochany. Prawdziwa miłość podobno nigdy nie przemija, czyż nie?
-Naprawdę.-Pokiwał twierdząco głową, patrząc, jak ta drobna istota niemalże skacze z radości.
-To… to wspaniale! – krzyczała Hermiona, która cieszyła się ze szczęścia małżonka.
-No, to teraz możesz sobie wybrać prezent na uczczenie tej chwili – zaśmiał się Draco.
-Nie stać Cię –Pstryknęła go w nos. – Ale to wszystko jest pewne?
-Tak. Dzisiaj załatwiłem formalności – zapewnił ją.
-Dlaczego teraz się dowiaduję? – założyła ręce na piersi, żądając wyjaśnień, ale na twarzy dalej błąkał jej się zdradliwy uśmiech.
-Bo dopiero dzisiaj się dowiedziałem.
-Szybki jesteś – stwierdziła krótko.
-Nazywaj mnie SzybkiMalfoy, kochanie – powiedział dwuznacznie, nachylając się nad zarumienioną Hermioną. Uśmiechnęła się do niego.
-Gratuluję, naprawdę. Ciekawe tylko, co skłoniło twojego szefa do podjęcia takiej decyzji – powiedziała, ostatnie słowa wypowiadając szeptem. Draco jednak to usłyszał.
-Wątpisz w moje umiejętności? – Zaśmiał się już kolejny raz. Był szczęśliwy z tych chwil, jakie właśnie mijały.
-Nigdy w życiu! Właśnie utwierdziłam się w przekonaniu, że jesteś zdolny.
-Dopiero teraz? – jęknął. Oboje się głośno zaśmiali. Atmosfera maksymalnie się rozluźniła, a korzystając z okazji,Draco zaprosił małżonkę gestem ręki do stołu.
-Tym razem nie ty gotowałeś, prawda? – zapytała Hermiona, oglądając potrawy przyrządzone w znakomity sposób. Wyglądało, jakby przygotował je prawdziwy fachowiec, a niejeden osobnik wiedział że Draco oprócz kanapek lub jajecznicy nie zrobi nic.
-Rozpracowałaś mnie. –Draco zrobił na żarty przestraszoną minę typu: „O nie! Nakryli mnie!”. Starał się dzisiaj, by wszystko wykonane było perfekcyjnie, między innymi dlatego, że chciał, by Hermiona znów zbliżyła się do niego. – Nie dałbym rady zrobić czegoś równie dobrego, to prawda.
-Trochę treningu i twoje zdolności kulinarne poszerzyłyby się. Może nauczyłbyś się zrobić jakiejś sałatki.
-Potrzebuję dobrego mistrza, który zapragnąłby mnie przeszkolić.
-Zostać twoim trenerem? – zapytała Hermiona, lubieżnie przygryzając wargę.
-A nauczysz mnie nowych trików… kulinarnych? –zapytał takim samym tonem Draco. Wiedział, jaką grę rozpoczyna.
-A więc… – rozpoczęła Hermiona, sunąc palcem po blacie stołu. –Musisz przybrać odpowiednią pozycję do gotowania.
-A potem? –Mruknął blondyn.
-A potem rozpoczynasz tworzenie. –Hermiona najwidoczniej dobrze się bawiła. –Początkowo wolnymi ruchami, musisz sunąć nożem po warzywie, by się pokroiło. Potem te ruchy stają się szybsze. Powoli wypływa z nich sok…
-Rozumiem, więc może przejdziemy do praktyki?
-Jeszcze nie jest pan gotowy, panie Malfoy. Jest pan żółtodziobem, trzeba dobrze przećwiczyć teorię. –Na twarzy brązowowłosej pojawił się dziwny uśmiech; miała minę, jakby cała wygrana tej słownej wojny należała do niej.
-GRANGER! –Draco widocznie zrozumiał aluzję. – Wypraszam sobie.
-Oj, jedz –Mruknęłarozradowana, ponieważ cała sytuacja niezmiernie ją śmieszyła. Rzucali sobie ukradkowe spojrzenia, czując, że jakaś nieprzyjemna bariera jest właśnie rozrywana. Całą kolację urozmaicali rozmowami i żartami, jakie płynęły z ich ust.Draco z wielką przyjemnością i z uśmiechem na twarzy opowiadał, jak przebiegło spotkanie między nim i Mattem, jego kierownikiem. Mimo wielkiego zdenerwowania, jakie wpłynęło na niego, to teraz śmiał się z tego. To małżeństwo jeszcze mogło być udane.

Wstała z o wiele lepszym humorem niż zwykle. Widocznie wydarzenia z poprzedniego wieczoru dobrze na nią działały. Zerknęła na miejsce obok, gdzie spał Draco, odwrócony do niej tyłem. Postanowiła, że i ona dzisiaj zrobi mu niespodziankę i zachowa się jak na prawdziwą żonę przystało. Czuła lekki wstyd z powodu wcześniejszych fochów, ale to była przeszłość. Nie należy do niej wracać. Opadła na poduszkę, patrząc na blond włosy chłopakamając ochotę ich dotknąć. Nie chciała go jednak budzić. Wstała, podeszła do szafy, wybrała ciuchy i po wejściu do łazienki przebrała się w nie. Po wykonaniu lekkiego makijażu, związała włosy w luźnego koka, który sięgał jej do karku.Wyszła z pomieszczenia, jeszcze raz popatrzyła na śniącego Dracona, po czym wyszła na zakupy.
Kiwając głową na powitanie sąsiadkom, które jeszcze nie tak dawno intensywnie paplały na jej temat i na temat godzin, po których wraca, wyszła przez bramę i skierowała się do sklepu. Dobre samopoczucie sprawiło, że  z jej twarzy nie znikał szeroki uśmiech. Jej myśli zeszły na temat jej marzeń. Czasami chodzenie piechotą do pobliskiego sklepu jest męczące, ale da się radę przetrwać. Gorzej było  gdy potrzeba artykułów z nieco większego sklepu; jeżdżenie zatłoczonym autobusem to okrucieństwo. Może warto zainwestować w samochód? Wygoda i precyzja w jednym. Ponadto można zaoszczędzić nieco czasu. Zerknęła ukradkiem na wyświetlacz telefonu, by zorientować się, która godzina, gdy zobaczyła jedno nieodebrane połączenie. Dzwonił Draco.
-Martwi się? –mruknęłaHermiona, dalej patrząc na wyświetlacz. Postanowiła zadzwonić do niego, gdy, idąc, natrafiła na przeszkodę. Zdezorientowana podniosła głowę, z niedowierzaniem patrząc na osobnika, który stanął na jej drodze do domu.

-Toby?