Weszła do domu powolnym krokiem, nie
dbając nawet o łagodność przy kładzeniu torebki. Co mogła powiedzieć? To, co
zobaczyła, wprawiło ją w totalne zaskoczenie, nie mogła wypowiedzieć żadnego
słowa. Rozglądała się po mieszkaniu, dalej nie mogąc uwierzyć we wszystko. No
bo jak ma zareagować kobieta, która widzi przed sobą kwadratowy stolik, nakryty
białym obrusem, a tamwykwintna kolacja przy świecach? Na blacie stało wiaderko
z szampanem i kostkami lodu który powoli się chłodził. Takie rzeczy to widujemy
tylko w filmach. Hermiona pomyślała, że to nie jest zrobione jako przeprosiny.
Coś musiało się stać. Miała rację.
-Cześć! –Przywitałsię radośnie jej
małżonek, co po raz kolejny wprawiło w osłupienie Hermionę. –Jak minął dzień?
-Cześć... – odpowiedziała Hermiona,
która wyglądała jak spetryfikowana.-Dobrze. -odpowiedziała na zadane wcześniej
pytanie. Ciekawiło ją ogromnie, cóż mogło się stać. Ostatnio Draco emanował
jakąś radością, ale to przekroczyło wszystkie dotychczas postawione granice.
-Wina? –zapytał, dalej wesoły,
pokazując jej butelkę czerwonego trunku.
-Chętnie. –Zdjęła sweter, ponieważ na
dworze było zimno. Październik
nadchodził pełnymi krokami. –A co to za okazja? – zapytała zaciekawiona,
dalej patrząc na niego niecierpliwie.
-Nie co dzień dostaje się awans.
–Uśmiechnął się Draco.
-Naprawdę?! –krzyknęła uradowana
Hermiona i przytuliła się do niego. Draco właśnie uznał się za
najszczęśliwszego człowieka na całym wszechświecie. Brakowało mu bliskości
Hermiony i to bardzo. Nawet zwykłe przytulenie sprawiło, że poczuł się
cudownie, jak… zakochany. Prawdziwa miłość podobno nigdy nie przemija, czyż
nie?
-Naprawdę.-Pokiwał
twierdząco głową, patrząc, jak ta drobna istota niemalże skacze z radości.
-To… to wspaniale! – krzyczała
Hermiona, która cieszyła się ze szczęścia małżonka.
-No, to teraz możesz sobie wybrać
prezent na uczczenie tej chwili – zaśmiał się Draco.
-Nie stać Cię –Pstryknęła go w nos. –
Ale to wszystko jest pewne?
-Tak. Dzisiaj załatwiłem formalności –
zapewnił ją.
-Dlaczego teraz się dowiaduję? – założyła
ręce na piersi, żądając wyjaśnień, ale na twarzy dalej błąkał jej się zdradliwy
uśmiech.
-Bo dopiero dzisiaj się dowiedziałem.
-Szybki jesteś – stwierdziła krótko.
-Nazywaj mnie SzybkiMalfoy, kochanie –
powiedział dwuznacznie, nachylając się nad zarumienioną Hermioną. Uśmiechnęła
się do niego.
-Gratuluję, naprawdę. Ciekawe tylko,
co skłoniło twojego szefa do podjęcia takiej decyzji – powiedziała, ostatnie
słowa wypowiadając szeptem. Draco jednak to usłyszał.
-Wątpisz w moje umiejętności? –
Zaśmiał się już kolejny raz. Był szczęśliwy z tych chwil, jakie właśnie mijały.
-Nigdy w życiu! Właśnie utwierdziłam
się w przekonaniu, że jesteś zdolny.
-Dopiero
teraz? – jęknął. Oboje się głośno zaśmiali. Atmosfera maksymalnie się
rozluźniła, a korzystając z okazji,Draco zaprosił małżonkę gestem ręki do stołu.
-Tym razem
nie ty gotowałeś, prawda? – zapytała Hermiona, oglądając potrawy przyrządzone w
znakomity sposób. Wyglądało, jakby przygotował je prawdziwy fachowiec, a niejeden
osobnik wiedział że Draco oprócz kanapek lub jajecznicy nie zrobi nic.
-Rozpracowałaś
mnie. –Draco zrobił na żarty przestraszoną minę typu: „O nie! Nakryli mnie!”.
Starał się dzisiaj, by wszystko wykonane było perfekcyjnie, między innymi
dlatego, że chciał, by Hermiona znów zbliżyła się do niego. – Nie dałbym rady
zrobić czegoś równie dobrego, to prawda.
-Trochę
treningu i twoje zdolności kulinarne poszerzyłyby się. Może nauczyłbyś się
zrobić jakiejś sałatki.
-Potrzebuję
dobrego mistrza, który zapragnąłby mnie przeszkolić.
-Zostać
twoim trenerem? – zapytała Hermiona, lubieżnie przygryzając wargę.
-A nauczysz
mnie nowych trików… kulinarnych? –zapytał takim samym tonem Draco. Wiedział,
jaką grę rozpoczyna.
-A więc… – rozpoczęła
Hermiona, sunąc palcem po blacie stołu. –Musisz przybrać odpowiednią pozycję do
gotowania.
-A potem?
–Mruknął blondyn.
-A potem
rozpoczynasz tworzenie. –Hermiona najwidoczniej dobrze się bawiła. –Początkowo
wolnymi ruchami, musisz sunąć nożem po warzywie, by się pokroiło. Potem te
ruchy stają się szybsze. Powoli wypływa z nich sok…
-Rozumiem,
więc może przejdziemy do praktyki?
-Jeszcze nie
jest pan gotowy, panie Malfoy. Jest pan żółtodziobem, trzeba dobrze przećwiczyć
teorię. –Na twarzy brązowowłosej pojawił się dziwny uśmiech; miała minę, jakby
cała wygrana tej słownej wojny należała do niej.
-GRANGER!
–Draco widocznie zrozumiał aluzję. – Wypraszam sobie.
-Oj, jedz
–Mruknęłarozradowana, ponieważ cała sytuacja niezmiernie ją śmieszyła. Rzucali
sobie ukradkowe spojrzenia, czując, że jakaś nieprzyjemna bariera jest właśnie
rozrywana. Całą kolację urozmaicali rozmowami i żartami, jakie płynęły z ich
ust.Draco z wielką przyjemnością i z uśmiechem na twarzy opowiadał, jak
przebiegło spotkanie między nim i Mattem, jego kierownikiem. Mimo wielkiego
zdenerwowania, jakie wpłynęło na niego, to teraz śmiał się z tego. To
małżeństwo jeszcze mogło być udane.
Wstała z o
wiele lepszym humorem niż zwykle. Widocznie wydarzenia z poprzedniego wieczoru
dobrze na nią działały. Zerknęła na miejsce obok, gdzie spał Draco, odwrócony
do niej tyłem. Postanowiła, że i ona dzisiaj zrobi mu niespodziankę i zachowa
się jak na prawdziwą żonę przystało. Czuła lekki wstyd z powodu wcześniejszych
fochów, ale to była przeszłość. Nie należy do niej wracać. Opadła na poduszkę,
patrząc na blond włosy chłopakamając ochotę ich dotknąć. Nie chciała go jednak
budzić. Wstała, podeszła do szafy, wybrała ciuchy i po wejściu do łazienki
przebrała się w nie. Po wykonaniu lekkiego makijażu, związała włosy w luźnego
koka, który sięgał jej do karku.Wyszła z pomieszczenia, jeszcze raz popatrzyła
na śniącego Dracona, po czym wyszła na zakupy.
Kiwając
głową na powitanie sąsiadkom, które jeszcze nie tak dawno intensywnie paplały
na jej temat i na temat godzin, po których wraca, wyszła przez bramę i
skierowała się do sklepu. Dobre samopoczucie sprawiło, że z jej twarzy nie znikał szeroki uśmiech. Jej
myśli zeszły na temat jej marzeń. Czasami chodzenie piechotą do pobliskiego sklepu
jest męczące, ale da się radę przetrwać. Gorzej było gdy potrzeba artykułów z nieco większego sklepu;
jeżdżenie zatłoczonym autobusem to okrucieństwo. Może warto zainwestować w
samochód? Wygoda i precyzja w jednym. Ponadto można zaoszczędzić nieco czasu.
Zerknęła ukradkiem na wyświetlacz telefonu, by zorientować się, która godzina,
gdy zobaczyła jedno nieodebrane połączenie. Dzwonił Draco.
-Martwi się?
–mruknęłaHermiona, dalej patrząc na wyświetlacz. Postanowiła zadzwonić do
niego, gdy, idąc, natrafiła na przeszkodę. Zdezorientowana podniosła głowę, z
niedowierzaniem patrząc na osobnika, który stanął na jej drodze do domu.