piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział II

Położyła się na sofie, zmęczona powoli zamykając oczy. Miała plany na wieczór, więc usilnie próbowała nie zasnąć, jednak się to nie udało; po chwili już odpłynęła w niebyt. Kosmyk włosów opadł na jej twarz.
Blondyn wyszedł z sypialni, od razu kierując swój wzrok na kobietę. Podszedł do sofy i kucnął tuż obok niej, odsuwając zabłąkany kosmyk z jej twarzy, jednocześnie szepcąc:
– Oj, biedna, zmęczyłaś się pewnie. Zaniosę cię do sypialni, bo przez tę sofę obudzisz się z bólem kręgosłupa.
Wziął ją na ręce; w tej chwili była taka niewinna, spokojna.
– Dlaczego ty nie możesz być zawsze taka? – jęknął. – Tylko musisz kłapać tym jęzorem i wszystko psuć.
Otworzył drzwi sypialni jednym kopniakiem jak prawdziwy mężczyzna i wmaszerował do środka. Podniósł kołdrę, jednocześnie wsuwając tam ciało bezwładnej Hermiony. Zdziwiony swoim zachowaniem pocałował ją jeszcze w czoło i wyszedł.

Dopiero za którymś razem całkowicie otworzyła oczy. Prawda jeszcze nie do końca do niej dotarła, więc leżała na plecach, wpatrując się w jeden punkt w suficie. Nagle sobie przypomniała istotną rzecz – kładła się na sofie, w salonie! Skąd ona się do licha tutaj wzięła?! Wstała prędko, jednocześnie wygładzając pomięte ubrania, i weszła do dużego pokoju, który – o dziwo – był pusty. Malfoy widocznie wyszedł. To dobrze. Skierowała się ponownie do sypialni, by się przebrać. Ta noc należała do niej. 

Ginny wesoło gawędziła z Harrym, siedząc przy stole i wzrokiem pilnując kuchenkę. Właśnie przygotowywała kolację dla swojego przyszłego męża - pobierali się za dwa tygodnie. Rudowłosa zamyśliła się jednak na chwilę. Przecież zaproszenie na ślub dostała i Hermiona, i Draco, więc oboje znajdą się na weselu. Jak to będzie? Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi, więc  uprzednio uśmiechając się do Dracona podeszła pod nie i je otworzyła.
-Hermiona?
-Cześć, kochana!
Ginny przełknęła głośno ślinę. Cisza, jaka nastała była krępująca i wprost nie do zniesienia. Ale Ginny nie wiedziała, jak delikatnie zapytać się o sprawę rozwodową...
-Chyba wiem, o czym myślisz - powiedziała cicho pani Malfoy. -Nie dostałam rozwodu. Dalej jestem żoną tego dupka, kretyna...
-Poczekaj! Czy to są synonimy od słowa "mąż"? Hermiona, nie zapominaj, że za dwa tygodnie wychodzę za mąż!
-Wybacz, ale nie mam ochoty na żarty.
-Przepraszam - burknęła. -Wejdziesz?
-Tak naprawdę pomyślałam, że się gdzieś wybierzemy. No wiesz, damskie spotkanie, jakieś zakupy, albo tańce...
Właśnie do holu wszedł Harry.
-Cześć, Hermiono - przywitał się. - Wychodzicie gdzieś?
-Myślałam nad tym, żeby porwać twoją kobietę na miasto. Potrzebuję teraz jej do pogaduszek przy winie.
-Ja też się będę zbierał - stwierdził, biorąc kurtkę z wieszaka.
-A co z kolacją? - wtrąciła się Ginny.
-Innym razem - mruknął, całując ją w usta. - Dobrze się bawcie, moje kobiety! - I wyszedł. Hermiona tylko spojrzała nieśmiało na Rudą i lekko się uśmiechnęła. Ginny podeszła pod kuchenkę, wyłączyła gaz i pociągnęła Hermionę za rękę, by przygotować się na wieczór.

Przyszły w doskonałych humorach; tańce, zabawy... to to, czego obie potrzebują  w tym momencie. Usiadły na skórzanej sofie, zdejmując swoje torebki.
-No to co, opowiesz mi, co się dzisiaj działo?
Hermiona wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
-Zapewniam cię, że nie chciałabyś przez to przechodzić. Chciałam mieć to za sobą, ale finał tego jest taki, że dalej mam męża i siedzę w niezłym bagnie. Czy tylko ja mam takie szczęście?
-Ale dlaczego poprosiłaś go o rozwód? Byliście taką fajną parą!
Hermiona podniosła brew do góry.
-No co? - mruknęła zabawnie Ginny. - Draco ma takie piękne, zadbane włosy, szare oczy...
-To się z nim ożeń, jak ci się podoba.
-Obawiam się, że jest zajęty. Poza tym jego ojciec jest bogaty, ma wielki dom i ma piękny uśmiech...
-Jego ojciec?
-Nie... fuj!
Hermiona nie mogła się nie zaśmiać. Miała rację; nic nie leczy zranionego serca jak paplanina porządnej przyjaciółki!
-Idę zamówić jakiegoś drinka..
-W porządku.
Ginny odwróciła się i ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę baru, zaś Hermiona patrzyła co się dzieje na parkiecie. Wystukując nogą na podłodze rytm piosenki, która właśnie leciała, napotkała wzrok czarnowłosego, przystojnego pana. Uśmiechnęła się do niego zachęcająco, lecz zaraz na jej ustach pojawił się grymas niezadowolenia, gdywyczuła zapach alkoholu. Odwróciła się lekko i dostrzegła obok siebie ledwo stojącego na nogach pijanego człowieka. Rzucił się na sofę obok niej, próbując położyć rękę na jej ramieniu, na co ona wywróciła oczami i błyskawicznie ją strąciła, jednocześnie się odsuwając. Ten, niezniechęcony postawą kobiety, zagadał do niej, nieco sepleniąc.
– Hej, piękna – powiedział, a jego oczy powędrowały w stronę głębokiego dekoltu Hermiony. – Bolało, jak spadałaś z nieba?
– A ciebie? – rzuciła, wstając już ze swojego miejsca. – Bo chyba upadłeś na głowę.
Mówiąc to, prędko rzuciła się do baru. Swoją przyjaciółkę już dawno straciła z oczu, więc zamówiła  drinka, kątem oka widząc, jak ochrona wyrzuca zza drzwi tego pijanego człowieka. Coś krzyczał, ale muzyka dudniąca w klubie kompletnie go zagłuszyła, więc mogłatylko zobaczyć jego szeroko otwierające się wargi.
Po raz drugi dziś napotkała wzrok zbliżającego się do niej bruneta.... No nie, pomyślała, czy ja mam na czole wypisane tłustym drukiem, że szukam faceta? W ciągu kilku minut została dostrzeżona przez już kilku osobników! Mimo wszystko zdobyła się na uśmiechnięcie do chłopaka, który zaraz usiadł obok niej.
– Był nachalny? –zaczął swoje flirty.
– Odrobinę.
– Och, to było widać! - Zaśmiał się, wpatrując się ciągle w oczy kobiety. – Co mu powiedziałaś, że miał taką głupkowatą minę?
– Nic wartego uwagi – odparła dumnie Hermiona, zakładając kosmyk włosów za ucho.– Po prostu nie byłam zainteresowana.
Upiła kolejny łyk drinka. Nie miała pojęcia, który temat rozmowy podjąć. Czując na sobie spojrzenie nowoprzybyłego, wbiła wzrok w półkę z napojami alkoholowymi znajdującymi się za drewnianym blatem barmańskim. Kiedy miała już dość irytującego spojrzenia, wciąż zawieszonego na niej, niemalże natrętnego, spokojnie, bez nerwów dopiła swój napój, układając w głowie plan uniknięcia kontynuacji tej bezsensownej rozmowy.
– Pójdę poszukać swojej przyjaciółki.
W tej chwili złapał ją za nadgarstek. Zabolało; miał mocny uścisk.
– Zatańcz ze mną. – Widząc jej wahanie, dodał: – Jeden raz.

Tak jak Hermiona sądziła, po pierwszym tańcu nastąpił drugi, a po tym jeszcze następny. Już dawno temu straciła Ginny z oczu, lecz nie przejmowała się tym zbytnio. Niech dziewczyna się zabawi, oby tylko nie zrobiła jakiegoś głupstwa. Mijała jedna godzina, a po niej dwie następne, a Hermiona coraz lepiej się bawiła. Odkryła, że życie mężatki nie musi być nudne, pomijając fakt, że jest się w separacji z mężem. Dała się ponieść emocjom, dopóki przed oczami nie pojawiła się jej rudowłosa przyjaciółka, machająca do niej  wesoło.
– Muszę iść – krzyknęła głośno, by się przebić przez głośną muzykę. – Dzięki za dobrą zabawę.
– Może ją kiedyś powtórzymy? – zapytał, nie musząc krzyczeć, bo właśnie nastała cisza przed nowym utworem. – Dasz mi swój numer telefonu? – zapytał z nadzieją.
Hermiona zastanowiła się nad tympoważnie. Nie będzie zaczynać nowego związku, skoro jeszcze nie zakończyła jednego. Ponadto nie ma zamiaru w nic się na razie angażować. Pomyślała nawet, by dać mu fałszywy numer, by mężczyzna się od niej odczepił, ale to byłoby nie na miejscu. W ostateczności zapisała mu na dłoni swój numer, mając nadzieję, że nie przyjdzie mu ochota na dzwonienie do niej.
Obawiała się, że będzie miała kłopoty, gdy tylko przekroczy próg domu. Musi się zachowywać cicho...