piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział VII

Patrzyli sobie w oczy. Hermiona była zła na niego, już nie na Draconaza ten wybryk. To on był winnym łez, które obficie kapały z jej brązowych oczu tamtego pamiętnego dnia. Zrozumiała postępowanie Dracona; bronił swój honor. Miał żonę, więc nie mógł pozwolić jej na randez-vous. Ale dlaczego on tak postąpił? Dlaczego Toby nie powiedział, że nie jest już zainteresowany, tylko wyzbył się jej w tak nieodpowiedni sposób?
Hermiona cicho westchnęła.
-Możesz mi wyjaśnić –powiedziała przez zaciśnięte zęby – tamtą sytuację?
-Powiem to, co mam do powiedzenia. I wytłumaczę. –Powiedział spokojnie. –Szukam trwałych związków, nie interesuję mnie przelotne romansiki, szczególnie z mężatkami. Nie mam pojęcia, co sobie wyobrażałaś – odwrócił się z wielką ochotą wyzbycia się jej. Miał odejść, lecz zatrzymał go jej głos.
-Mieliśmy kryzys. –Wyjaśniła, zakładając ręce na piersi.
-To nie oznacza, że od razu masz szukać zastępczego chłopaka.
-Ale to TY podszedłeś do mnie pierwszy. Szczerze powiedziawszy, nie miałam ochoty na żaden flirt, podryw. Potem, to TY zadzwoniłeś, z prośbą o spotkanie, nie ja. – Powiedziała, dźgając go w pierś.
-Ale się zgodziłaś!
-A miałam wybór? Znam takich jak ty. Jak raz odmówię, to zadzwonisz ponownie.
-Znasz takich jak ja, ale nie znasz mnie.
-To nie jest wytłumaczenie na twój występ w moim mieszkaniu.
-Twój mąż powiedział jasno, że mam dać Ci spokój, bo jesteś zajęta, rozumiesz?! Gdybym chciał, walczyłbym o Ciebie, ale po co? Nie miałbym szans. W końcu jesteś mężatką. – Powiedział, kładąc nacisk na słowo „mężatka”. Spojrzała na niego z wyrzutem.
-Nie znasz mojej sytuacji. Nie oceniaj mnie. Wina leży po obydwu stronach, ale wiedz, że jestem zła, bo przez Ciebie ryczałam całą noc.
-Przykro mi.-Wzruszył ramionami. –Było powiedzieć, że nie jesteś zainteresowana, nie byłoby tego całego teatru.
-Nie mów mi, że to moja wina.
-Nie ma sensu ta rozmowa.-Machnął ręką, a  na jego twarzy pojawił się grymas. Powiedział ciche pożegnanie i poszedł. Właśnie na przystanek podjechał autobus, a po otwarciu drzwi, Toby wsiadł do niego, nie zerkając na Hermionę.  A po jej dobrym humorze nie było ani śladu. Wiedząc, że Draco się martwi skierowała się do sklepu po potrzebne zakupy.



-Cześć – przywitał się Draco patrząc na żonę, która właśnie wniosła do domu dwie duże torby. – Pomóc Ci? –zaoferował swoją pomoc.
-Weź tą  torbę– poradziła Hermiona, pokazując mu torbę w lewej ręce. Draco wziął ją i położył na blacie. Draco zauważył jej grymas.
-Coś się stało? Coś robię źle?
-Dlaczego? – zapytała Hermiona, nie wiedząc o co może mu chodzić. Spotkanie z Tobym nie chciało jej wyjść z głowy.
-Masz nieprzyjemną minę. – Założył ręce na biodra.
-Nie, nie chodzi o Ciebie. Głodny?
-I to jak – stwierdził, zerkając na zawartość toreb.


Następnego dnia zmęczony blondyn przechodził po pracy obok skrzynki pocztowej, odruchowo na nią spoglądając. Listonosz widocznie miał dla małżeństwa mnóstwo poczty, bo po wyjęciu Draco mógł ułożyć z tych wszystkich kopert mały stos. Żaden list nie wywarł na  blondynie dużego wrażenia, większość to były rachunki. Przeglądając kolejne, białe koperty, w końcu natknął się na coś, co widocznie różniło się od całej poczty, będące umieszczone w kopercie z napisem „zaproszenie”. Wyjąwszy zawartość, z jego ust wyrwało się ciche „wow”. Biało-czarna kartka, z dodatkami koloru fioletowego przedstawiały zaproszenie na jakąś uroczystość w jego firmie. Rzucając okiem na treść zawartą w zaproszeniu, prędko ruszył do domu, natykając się w drzwiach na Hermionę, która przywitała go z uśmiechem na ustach.
– Cześć, jak było w pracy? – zapytała jak co dzień. – Ja wróciłam niedawno, właśnie szykuję nam coś do jedzenia. –Poinformowała Dracona. Nie dała mu całusa, nie przytuliła go. By odbudować to małżeństwo potrzeba było mnóstwo czasu. Blondyn chciał być cierpliwy, ale nie zawsze potrafił. Z trudem hamował się, by nie wycisnąć na jej ustach pożądanego, długiego pocałunku.
-Normalnie – powiedział, siadając na blacie w kuchni, na co Hermiona go skarciła. –Niedługo ślub Ginny i Harrego– odparł, siadając tym razem po prostu na krześle.
-Muszę kupić sukienkę – jęknęła Miona. –Miałbyś ochotę ze mną pójść?
-Na zakupy? – zapytał – Z tobą? Nie, dzięki.
-Nie przesadzaj, nie jest ze mną źle. Parę godzin i po sprawie.- Machnęła ręką Miona.
-Ostatnio też tak było… „Wyjdziemy na godzinę na zakupy i prędko wrócimy”. I co? Spędziliśmy w galerii cały dzień, bo zawsze jak kierowaliśmy się do wyjścia, to ty zawsze coś musiałaś wypatrzeć na wystawie i byłem zmuszony wejść z Tobądo sklepu. Tak jedna godzina zamieniła się w pięć. –Pokręcił głową. Hermiona odebrała to z uśmiechem na ustach.
-Mi się podobało– skwitowała.– Odebrałeś pocztę?
Pokiwał twierdząco głową, patrząc ze znudzeniem jak Hermiona przegląda poszczególne koperty.
-Rachunki, same rachunki.
Dopiero teraz blondyn zorientował się, że w dłoni ciągle trzyma zaproszenie.
-Wiesz… miałam dzisiaj trudną klientkę. Ciągle próbowałam z nią rozmawiać o tym, o czym powinnam, w końcu jestem doradcą biznesowym – zaczęła opowieść.
-Hermiona…-zaczałDraco, Hermiona jednak zignorowała to.
-A ona ciągle gadała o swojej rodzinie, czym zajmuje się mąż, opowiadała nawet o jej kotach. Myślę sobie, o mój boże, kiedy ona skończy paplać? – urwała, patrząc kątem oka na Dracona, który się na nią patrzył. – Coś się stało? –spytała niepewnie.
-Dostałem awans, z okazji tego organizują przyjęcie.
-Na twoją cześć? – zapytała zachwycona Hermiona, siadając naprzeciw niego, wpatrując się w niego. –To świetnie!
-Pójdziesz ze mną?
Pstryknęła go w nos.
-A to nie należy do moich obowiązków?
-Być może – uśmiechnął się i wziął precelka. –No to jak?
-Pójdę- zapewniła go. – Jak sobie radzisz na nowej posadzie?
-Ujdzie. Kiedy obiad?- zapytał, zmieniając nagle temat.
-Zaraz.


Hermiona zawzięcie czytała książkę, całkowicie ignorując otoczenie. Dzwoniąca komórka, się jednak okropnie nachalna, bo ktoś, kto dzwonił, nie zamierzał odpuścić. Nie patrząc nawet, kto się tak dobija do brązowowłosej, wcisnęła zieloną słuchawkę.
-Cześć kochanie! – krzyknęła jej mama, pani Rose. – Nie mogłam się do Ciebie dodzwonić.
-Cześć, mamo –przywitała się, dalej śledząc linijki tekstu w książce. Pogubiła się jednak przez tą rozmowę; nie rozumiała już czytanego tekstu. Zamknęła książkę z cichym trzaskiem. – Czemu dzwonisz?
-Stęskniłam się za córką, a co! Nie dzwoniłaś już od wielu dni- powiedziała Rose, a jej niezadowolenie można było wyczuć nawet przez telefon. Hermiona grzecznie przeprosiła, tłumacząc się małą ilością czasu i zapewniając, że wszystko u niej dobrze.
-Co powiesz na wspólne zakupy? – zaproponowała mama Hermiony. – Tak we dwie. Tylko ty i ja. Matka z córką.
-Chętnie. Właśnie miałam się wybierać do galerii. – odpowiedziała znudzona Hermiona. Nie chciała sama iść na zakupy, w poszukiwaniu sukienki. A że mama chciała się spotkać, to czemu nie można tego połączyć?Miona usłyszała jeszcze jakieś krzyki, to zapewne jej tata coś chciał od mamy.
-Muszę kończyć, kochanie. Wpadnę przed zakupami po Ciebie wypijemy jeszcze kawę, byśmy miały energię. Jesteśmy umówione jutro, pa! – krzyknęła i nie czekając na pożegnanie ze strony córki, prędko się rozłączyła. Widocznie Greg, jej tata  miał do niej pilną sprawę.
-Pa, kocham Cię– mruknęła, już bardziej do siebie.Oparła się łokciem o stół, już nie mając ochoty na powrót do świata książki, zaczęła rozmyślać o jej przyjaciółce. Cieszyła się bowiem razem z nią z jej szczęścia; ślub to w końcu niepowtarzalna okazja. Hermiona parę lat temu, także się z tego cieszyła.
-Z kim rozmawiałaś?- zapytał Draco, który właśnie wyszedł z sypialni w samych spodniach.
-Z mamą –odpowiedziała krótko, otwierając książkę i udając, że czyta, myślami bowiem była jednak zupełnie gdzie indziej.
-Powiedziałaś „kocham Cię”, odpowiedziała: „zostańmy przyjaciółmi”?- odparł rozbawiony, opierając się o blat kuchenny.
-Draco! – skarciła go. Blondyn podniósł ręce w obronnym geście, robiąc niewinną minę.
-Przepraszam – powiedział szczerze – ale nie mogłem się opanować.
-Ja bym się nie śmiała. Mamusia jutro przyjeżdża.
Draconowi zrzedła mina.
-No… dobrze – powiedział niepewnie. Każdy jednak, ilustrującjego minę byłbyświadomy, że jego słowa nie były do końca szczere. Obawiał się wszystkich uścisków i całusów Rose.





Rozdział VI


Weszła do domu powolnym krokiem, nie dbając nawet o łagodność przy kładzeniu torebki. Co mogła powiedzieć? To, co zobaczyła, wprawiło ją w totalne zaskoczenie, nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. Rozglądała się po mieszkaniu, dalej nie mogąc uwierzyć we wszystko. No bo jak ma zareagować kobieta, która widzi przed sobą kwadratowy stolik, nakryty białym obrusem, a tamwykwintna kolacja przy świecach? Na blacie stało wiaderko z szampanem i kostkami lodu który powoli się chłodził. Takie rzeczy to widujemy tylko w filmach. Hermiona pomyślała, że to nie jest zrobione jako przeprosiny. Coś musiało się stać. Miała rację.
-Cześć! –Przywitałsię radośnie jej małżonek, co po raz kolejny wprawiło w osłupienie Hermionę. –Jak minął dzień?
-Cześć... – odpowiedziała Hermiona, która wyglądała jak spetryfikowana.-Dobrze. -odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie. Ciekawiło ją ogromnie, cóż mogło się stać. Ostatnio Draco emanował jakąś radością, ale to przekroczyło wszystkie dotychczas postawione granice.
-Wina? –zapytał, dalej wesoły, pokazując jej butelkę czerwonego trunku.
-Chętnie. –Zdjęła sweter, ponieważ na dworze było zimno. Październik  nadchodził pełnymi krokami. –A co to za okazja? – zapytała zaciekawiona, dalej patrząc na niego niecierpliwie.
-Nie co dzień dostaje się awans. –Uśmiechnął się Draco.
-Naprawdę?! –krzyknęła uradowana Hermiona i przytuliła się do niego. Draco właśnie uznał się za najszczęśliwszego człowieka na całym wszechświecie. Brakowało mu bliskości Hermiony i to bardzo. Nawet zwykłe przytulenie sprawiło, że poczuł się cudownie, jak… zakochany. Prawdziwa miłość podobno nigdy nie przemija, czyż nie?
-Naprawdę.-Pokiwał twierdząco głową, patrząc, jak ta drobna istota niemalże skacze z radości.
-To… to wspaniale! – krzyczała Hermiona, która cieszyła się ze szczęścia małżonka.
-No, to teraz możesz sobie wybrać prezent na uczczenie tej chwili – zaśmiał się Draco.
-Nie stać Cię –Pstryknęła go w nos. – Ale to wszystko jest pewne?
-Tak. Dzisiaj załatwiłem formalności – zapewnił ją.
-Dlaczego teraz się dowiaduję? – założyła ręce na piersi, żądając wyjaśnień, ale na twarzy dalej błąkał jej się zdradliwy uśmiech.
-Bo dopiero dzisiaj się dowiedziałem.
-Szybki jesteś – stwierdziła krótko.
-Nazywaj mnie SzybkiMalfoy, kochanie – powiedział dwuznacznie, nachylając się nad zarumienioną Hermioną. Uśmiechnęła się do niego.
-Gratuluję, naprawdę. Ciekawe tylko, co skłoniło twojego szefa do podjęcia takiej decyzji – powiedziała, ostatnie słowa wypowiadając szeptem. Draco jednak to usłyszał.
-Wątpisz w moje umiejętności? – Zaśmiał się już kolejny raz. Był szczęśliwy z tych chwil, jakie właśnie mijały.
-Nigdy w życiu! Właśnie utwierdziłam się w przekonaniu, że jesteś zdolny.
-Dopiero teraz? – jęknął. Oboje się głośno zaśmiali. Atmosfera maksymalnie się rozluźniła, a korzystając z okazji,Draco zaprosił małżonkę gestem ręki do stołu.
-Tym razem nie ty gotowałeś, prawda? – zapytała Hermiona, oglądając potrawy przyrządzone w znakomity sposób. Wyglądało, jakby przygotował je prawdziwy fachowiec, a niejeden osobnik wiedział że Draco oprócz kanapek lub jajecznicy nie zrobi nic.
-Rozpracowałaś mnie. –Draco zrobił na żarty przestraszoną minę typu: „O nie! Nakryli mnie!”. Starał się dzisiaj, by wszystko wykonane było perfekcyjnie, między innymi dlatego, że chciał, by Hermiona znów zbliżyła się do niego. – Nie dałbym rady zrobić czegoś równie dobrego, to prawda.
-Trochę treningu i twoje zdolności kulinarne poszerzyłyby się. Może nauczyłbyś się zrobić jakiejś sałatki.
-Potrzebuję dobrego mistrza, który zapragnąłby mnie przeszkolić.
-Zostać twoim trenerem? – zapytała Hermiona, lubieżnie przygryzając wargę.
-A nauczysz mnie nowych trików… kulinarnych? –zapytał takim samym tonem Draco. Wiedział, jaką grę rozpoczyna.
-A więc… – rozpoczęła Hermiona, sunąc palcem po blacie stołu. –Musisz przybrać odpowiednią pozycję do gotowania.
-A potem? –Mruknął blondyn.
-A potem rozpoczynasz tworzenie. –Hermiona najwidoczniej dobrze się bawiła. –Początkowo wolnymi ruchami, musisz sunąć nożem po warzywie, by się pokroiło. Potem te ruchy stają się szybsze. Powoli wypływa z nich sok…
-Rozumiem, więc może przejdziemy do praktyki?
-Jeszcze nie jest pan gotowy, panie Malfoy. Jest pan żółtodziobem, trzeba dobrze przećwiczyć teorię. –Na twarzy brązowowłosej pojawił się dziwny uśmiech; miała minę, jakby cała wygrana tej słownej wojny należała do niej.
-GRANGER! –Draco widocznie zrozumiał aluzję. – Wypraszam sobie.
-Oj, jedz –Mruknęłarozradowana, ponieważ cała sytuacja niezmiernie ją śmieszyła. Rzucali sobie ukradkowe spojrzenia, czując, że jakaś nieprzyjemna bariera jest właśnie rozrywana. Całą kolację urozmaicali rozmowami i żartami, jakie płynęły z ich ust.Draco z wielką przyjemnością i z uśmiechem na twarzy opowiadał, jak przebiegło spotkanie między nim i Mattem, jego kierownikiem. Mimo wielkiego zdenerwowania, jakie wpłynęło na niego, to teraz śmiał się z tego. To małżeństwo jeszcze mogło być udane.

Wstała z o wiele lepszym humorem niż zwykle. Widocznie wydarzenia z poprzedniego wieczoru dobrze na nią działały. Zerknęła na miejsce obok, gdzie spał Draco, odwrócony do niej tyłem. Postanowiła, że i ona dzisiaj zrobi mu niespodziankę i zachowa się jak na prawdziwą żonę przystało. Czuła lekki wstyd z powodu wcześniejszych fochów, ale to była przeszłość. Nie należy do niej wracać. Opadła na poduszkę, patrząc na blond włosy chłopakamając ochotę ich dotknąć. Nie chciała go jednak budzić. Wstała, podeszła do szafy, wybrała ciuchy i po wejściu do łazienki przebrała się w nie. Po wykonaniu lekkiego makijażu, związała włosy w luźnego koka, który sięgał jej do karku.Wyszła z pomieszczenia, jeszcze raz popatrzyła na śniącego Dracona, po czym wyszła na zakupy.
Kiwając głową na powitanie sąsiadkom, które jeszcze nie tak dawno intensywnie paplały na jej temat i na temat godzin, po których wraca, wyszła przez bramę i skierowała się do sklepu. Dobre samopoczucie sprawiło, że  z jej twarzy nie znikał szeroki uśmiech. Jej myśli zeszły na temat jej marzeń. Czasami chodzenie piechotą do pobliskiego sklepu jest męczące, ale da się radę przetrwać. Gorzej było  gdy potrzeba artykułów z nieco większego sklepu; jeżdżenie zatłoczonym autobusem to okrucieństwo. Może warto zainwestować w samochód? Wygoda i precyzja w jednym. Ponadto można zaoszczędzić nieco czasu. Zerknęła ukradkiem na wyświetlacz telefonu, by zorientować się, która godzina, gdy zobaczyła jedno nieodebrane połączenie. Dzwonił Draco.
-Martwi się? –mruknęłaHermiona, dalej patrząc na wyświetlacz. Postanowiła zadzwonić do niego, gdy, idąc, natrafiła na przeszkodę. Zdezorientowana podniosła głowę, z niedowierzaniem patrząc na osobnika, który stanął na jej drodze do domu.

-Toby?

Rozdział V

Wstawał nowy dzień, a Hermiona powoli otwierała swoje ciężkie powieki, stwierdzając, że dawno nie miała tak okropnej nocy. Miała ponad godzinę, by przyszykować się do pracy, więc to było dużo czasu. Spała około dwóch godzin. Weszła do łazienki, połączonej z sypialnią, by przede wszystkim ubrać się i umalować. Spojrzała w lustro; stanowczo to nie była nasza Hermiona. Ta osoba, która stała przed lustrem miała nieuporządkowane włosy, w totalnym nieładzie, makijaż, którego wczoraj nie zmyła zlał się jej aż nad policzki, a całe oczy były zaczerwienione od płaczu. Była w opłakanym stanie. Po nalaniu wody do obszernej wanny, nalała do niej dużej ilości płynu, by po chwili zanurzyć w niej swoje ciało. Pragnęła nie zajmować swoich myśli wydarzeniami z dnia wczorajszego, ale to okazało się trudniejsze, niż się spodziewała. Czy chciała się zemścić? Nie. Ponieważ gdyby ona oddała cios, to powstałaby niekończąca się wojna, a ona tego nie chciała. Wczorajsze przeżycia zadziałały na nią tyle, że nawet teraz nie chciała nigdzie wychodzić; jedynie, co chciała to usiąść na łóżku i zająć się czekoladkami. Może one ostudziłyby jej emocje. Po wyjściu z wanny, prędko osuszyła ciało i elegancko się ubrała. Spojrzała w lustro. Wyglądała już lepiej. Lekko się umalowała, co sprawiło, że nie wyglądała tak okropnie, po czym skierowała się do wyjścia. Stanęła przed drzwiami sypialni, prowadzącymi do salonu i kuchni, gdzie najpewniej był Draco. Głęboko się zamyśliła, a jej chęci na cokolwiek w lada moment minęły. Postawiła rękę na klamce, po czym ją szarpnęła.

Draco nie zmrużył oka tej nocy ani na moment i nie czuł nawet zmęczenia. Wstał, z zamiarem naprawienia swojego błędu i wiedząc, że Hermiona niedługo wstanie postanowił wziąć się za śniadanie. Bał się jak cholera nadchodzącej rozmowy. A co jeśli wyjdzie z domu bez słowa? Nie  zatrzyma się, nie zje śniadania, nawet się na niego nie popatrzy? Wszystko jest możliwe. Wczoraj, kłótnia między tym dwojgiem była krótka, ale porządnie wstrząsnęła szczególnie dziewczyną. Płynne jajko wlał na rozgrzaną patelnię z olejem i zaczął mieszać. Słyszał, jak puszczała wodę w łazience. Zapewne się myła. Miał wielką nadzieję, że obdarzy go chociaż jednym jedynym spojrzeniem, gdy będzie przechodzić, któro nie będzie wrogie. Przyprawił smażącą się jajecznicę. W tej chwili usłyszał, jak klamka w drzwiach się porusza i automatycznie przechylił głowę w jej stronę.

Spojrzała na niego, a jej wzrok nie wyrażał niczego. Blondyn spróbował się do niej uśmiechnąć; wyszedł mu koślawy grymas. Chciał mieć wszystko za sobą, zobaczyć, przekonać się, czy mu wybaczy.
-Jesteś głodna?
-Zjem na mieście. –Odpowiedziała, zakładając buty, nawet na niego nie patrząc. Postanowiła go ignorować, by pokazać mu, jak bardzo jest na niego jest zdenerwowana. Wczorajsze wydarzenia bardzo przeżywała, więc chciała mu udowodnić, że zadziałał niepoprawnie.
-Jesteś zła … -mruknął niezadowolony.
-Brawo, geniuszu! –prychnęła.
-Hermiona, daj mi chwilę… - Nie zareagowała, na co on pomyślał, że sprawę ma przegraną. – To nie miało być tak! – Wykrzyknął, na co zwrócił uwagę zdezorientowanej Hermiony. Po chwili  zaczął mówić, mocno gestykulując rękami, wciąż patrząc prosto w jej brązowe oczy – Nie mogłem, po prostu nie potrafiłem wytrzymać faktu, że moja żona umówiła się ze „znajomym”. –Powiedział pełen skruchy.
-Ale … -postanowiła wtrącić, ale Draco zignorował ją.
-Mimo wszystko, Hermiona, mimo wszystko, jestem twoim mężem czy tego chcesz, czy nie. Moje uczucia do Ciebie się nie zmieniły. Dalej pamiętam, co przysięgałem ci podczas ślubu! Wczoraj zareagowałem tak pod wpływem impulsu, no bo co miałem zrobić innego? Pozwolić, by moja żona poszła sobie na spotkanie z „kolegą”, podczas gdy ja miałem sobie spokojnie spać? Nie, tak by nie było.
Hermionę zatkało. Wysłuchała wszystkiego, co powiedział jej Draco, dalej patrząc mu w oczy, On robił to samo. Czuła wielki mętlik w głowie, bo to, co on powiedział było prawdą. Lżej na sercu mu się zrobiło po tym, co powiedział, ale dalej nie wiedział jak to się wszystko potoczy. Po Draconie pełnym arogancji już nic nie zostało; teraz przed nią stał nowy człowiek.
-Ja … myślę, że masz rację. – Ukryła twarz w dłoniach i pokręciła głową. Myślała nad tym, że może powinna mu wybaczyć. Miał rację, to fakt. Dalej pozostawała jego żoną, czy tego chciała, czy nie. Ale podczas tego małżeństwa przecież mogli zachowywać się jak cywilizowani ludzie, czyż nie? Cała jej wrogość do niego wyparowała.
Draco pomyślał, że akcja toczy się według planu. Ona nie wyszła zła, tylko stoi tutaj, pozbawiona wszelkich emocji. Była skruszona, niezdecydowana. Myślała, co powiedzieć, co wyjaśnić. Zauważył kątem oka, że jej kąciki ust lekko się poruszają.
-Nie wiem co o tym myśleć. –Stwierdziła zgodnie z prawdą.
-Nie myśl, kochanie. Po prostu o tym zapomnijmy. Pasuje? – zapytał Draco, powstrzymując się ostatkiem sił, by do niej nie podejść i jej nie przytulić. Ona jedynie pokręciła głową. Postanowił jednak jeszcze dodać, coś na rozluźnienie sytuacji.
-Przepraszam, za to, że spławiłem tego typka, wczoraj. Ale rozumiesz, to był mój obowiązek małżeński. – Uśmiechnął się i położył swoją dłoń na jej ramieniu, Ucieszył się, że jej nie odrzuciła. Swoją drogą, zdziwiło go jego zachowanie, bo nie był typem człowieka, który potrafił przepraszać z całego serca. A teraz tak się stało.
-Ja też przepraszam. Obiecuję, że zanim coś palnę to przemyślę to dwa razy. Ktoś w tym małżeństwie musi być przecież od myślenia. – Stwierdziła Hermiona. Oboje się zaśmiali, zapominając już o wcześniejszych wydarzeniach. Atmosfera powoli, powolutku się rozluźniała, a na uwagę Hermiony Draco odpowiedział uśmiechem, a nie kolejnym docinkiem w jej stronę. Czyżby coś ulegało zmianie?
-Na przeprosiny zrobiłem jajecznicę. Widzisz? Starałem się. Wyjątkowo nie zamówiłem dziś pizzy.
-Cieszę się. –odparła ucieszona Hermiona – chociaż nie mogę w to uwierzyć.
-W co? – zaśmiał się, podczas gdy Hermiona usiadła do stołu, a on tymczasem nakładał jedzenie na talerze.
-Że ugotowałeś. Jeszcze jak powiesz, że dla mnie, to padnę ze szczęścia. –Ugryzła kęs –Mm, smakowite. Mógłbyś gotować częściej.
-Miałem teraz dobrą motywację, – nachylił się nad nią i szepnął – a motywacja to mój klucz do sukcesu.
-Z pewnością. – mruknęła Hermiona dalej zajadając się jajecznicą.
-Byłoby więcej jajecznicy, gdyby ktoś wczoraj nie zdecydował się na wojnę z jajkami.-Zaczepił ją, opierając się łokciem o stół. Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza,  a on zastanowił się, czy nie powiedział czegoś nieodpowiedniego.
-Zastanawiam się, gdzie twoja arogancja.-Powiedziała nagle.
-Wyleciała przez okno. –Stwierdził, wzruszając ramionami. –Trochę mnie zdenerwowała po wcześniejszych wybrykach.
Hermiona cichutko się zaśmiała.
-Mówię serio. Pamiętasz? Jeszcze kilka dni temu byłeś inny wobec mnie, a teraz coś się zmieniło. Strasznie mnie ciekawi, co. Czyżby wyrzuty sumienia?
-Zobacz, jakie twoje ciekawe. Twoje łzy zwyciężyły nad moją arogancją.
Podniosła lewą brew do góry.  Miał dzisiaj wybitny humor, nie potrafiła z nim rozmawiać poważnie. Pokręciła przecząco głową.
-Jesteś niemożliwy.
-No co ty nie powiesz? – zapytał z podniesioną brwią, a w głosie słychać było ironię.
-No nareszcie! –Ucieszyła się i klasnęła w ręce. –Prawdziwy Draco powraca.
-Brzmi jak jakiś tytuł filmu.-Stwierdził.
Atmosfera była luźna, ku uciesze Hermiony.
Po chwili ciszy, Draco się odezwał.
-Kończysz pracę tak jak zwykle?
-Tak, o 15. Dlaczego pytasz?
-Z ciekawości.- Odparł.
-Aha … -mruknęła Hermiona, podchodząc do drzwi i zawieszając czarną torbę na ramię- Teraz śpieszę się do pracy.
-Pa. –Mruknął, uderzając ścierką o stół. Wszystko poszło zgodnie z planem, ale bardzo brakowało mu bliskości Hermiony. Jeden pocałunek, nawet w policzek zmieniłby jego nastrój na lepszy. O wiele lepszy.

Hermiona siedziała nad formularzami, opierając się łokciem o stół.  Jej praca była monotonna, więc wszystko wokół ją nagle zaciekawiło. To jest jak z nauką – gdy usiądziesz przy książce i zaczniesz się uczyć, to nawet ściana wydaje się być interesującym obiektem. Była doradcą biznesowym, a oprócz tych formularzy musiała przygotować się do jutrzejszej rozmowy z ludźmi. Dochodziła godzina czternasta, a ona powinna mieć całą papierkową robotę zakończoną. Usiadła prosto, z obietnicą złożoną w myślach, że nie będzie już bujać w obłokach, ale zajmować się tym, czym powinna. Tak zrobiła. Skupionym wzrokiem wędrowała po kartkach, gdzie nie gdzie coś zapisując. Gdy skończyła, siedząc w skórzanym fotelu, zastanawiała się co może porabiać Draco.

Usiadł na krześle naprzeciwko pokoju kierownika. Wezwał go, w niewiadomej dotąd sprawie. Gdy jechał windą na górę, droga dłużyła mu się niemiłosiernie i robiło mu się gorąco. Poluzował krawat, ponieważ miał wrażenie, że go dusi. Próbował zająć myśli czymś przyjemniejszym, lecz nie potrafił. Stresował się i to bardzo; wiedział, że nie zrobił nic złego, ale jednak wizyta na dywaniku o czymś świadczy, prawda? Przecież Draco nie został zaproszony do kierownika biura na herbatkę, albo co lepsza, Whisky. Nie reagował  nawet, gdy ludzie, przechodzący obok niego witali się z nim. Nie miał ochoty rozpoczynać nowej rozmowy, której w obecnym stanie nie potrafiłby przetrzymać. Nagle, przez drzwi wyszedł na oko sześćdziesiąt letni pan, ubrany w elegancki, czarny garnitur. Zaprosił Dracona do swojego gabinetu gestem ręki. Usiadł na swój skórzany, z pewnością drogi fotel, również koloru czarnego.
-Usiądź, Draco.-Powiedział spokojnym głosem.
-Mogę wiedzieć, dlaczego Pan mnie tu zaprosił? – Dracon postanowił nie owijać w bawełnę i chciał przejść do sedna sprawy. Jego nerwy były napięte  i bał się wybuchu, który mógł się zdarzyć lada chwila.
-Spokojnie. –Zaśmiał się cicho, widząc jego zdenerwowanie. –Nie udzielę Ci nagany.
-W takim razie, po co ja  tu jestem?
-Herbatki? –zapytał Kierownik, o imieniu Matthew Bell. Draco przewrócił oczami.
-Nie, dziękuję. –powiedział, już przez zaciśnięte zęby.
Matthew wstał, podszedł do okna i zaczął czyścić okulary specjalną chusteczką, którą zabrał uprzednio ze stolika. Cichutko westchnął, po czym lekko się odwrócił i kątem oka spojrzał na blondyna.
-Wiesz doskonale, że młody nie jestem. Poprzednie lata, oj tak, to były cudowne czasy… -uśmiechnął się pod nosem.
Na sentymenty mu się wzięło, pomyślał Draco, silnie się pilnując by nie powiedzieć tego na głos. Matt powoli działał mu na nerwy.
-Ale nie będziemy o tym rozmawiać. –Usiadł na brzegu stoliku, kładąc dłonie na kolanach. –Powiem wprost. Zmieniasz pozycję w biurze.
-Słucham?- spytał z niedowierzaniem. – Chcecie mnie …degradować?!
-O, nie, oczywiście, że nie. Nie sądziłem, że tak to zabrzmi.
Draco już osiągnął apogeum złości.
-To możesz mi powiedzieć, po co mnie tu wezwałeś?! – warknął niezbyt przyjemnie.
-Nie zwracaj się tak do mnie! –Podniósł głos i znów westchnął. –Odchodzę na emeryturę.
Draco milczał. Nie wiedział, do czego ta rozmowa zmierza.
-Ktoś musi wejść na moje stanowisko.
-To była aluzja, tak?
-Dokładnie. –Matt nachylił się nad Draconem. – Pytanie tylko, czy wiesz, dokąd to wszystko zmierza.
Znów cisza. Blondyn milczał.
-Draco, jesteś inteligentny! Wysil mózg! Chcę, byś zajął moje stanowisko.
Draco wstał i wpatrywał się w swojego szefa z  niedowierzeniem. Powaga sytuacji utwierdzała go w przekonaniu, że to nie jest jakiś podły żart. Jego przemyślenia zostały przerwane przez kolejny potok słów, wyrwany z ust kierownika.
-Zastanów się nad tym. Przyjdź do mnie z gotową odpowiedzią.
-Nie! –Podniósł ręce, chcąc oznajmić, że chce coś powiedzieć. –Myślę, że to dobry pomysł.
Kierownik posłał mu szeroki uśmiech.
-No, teraz pozostały formalności. –Oznajmił.
Po chwili jednak, po raz drugi nachylił się nad nim i zapytał.
-To może wypijemy po herbatce?

Hermiona właśnie wracała do domu. Wyjęła kluczyki do mieszkania i otworzyła zamki. Gdy weszła do domu, to, co zobaczyła wprawiło ją w totalne zaskoczenie.

Rozdział IV

„Kiedy rankiem budzę się, 
kiedy wstaje nowy dzień, 
myśli moje Tobą brzmią, 
złe nastroje idą w cień”

Słońce powoli wychodziło znad widnokręgu, powodując, że jego promienie docierały do przeróżnych zakamarków domu, oświetlając je. Chmury, które tak szybko płynęły, raz po raz przysłaniając słońce, wyglądały na deszczowe. Brązowe oczy właśnie wyłoniły się spod ciężkich powiek, a rzeczywistość powracała do głowy Hermiony. Wstała, czując, że ktoś leży obok niej. Draco. Spał w najlepsze, rozłożony na całej połowie łóżka. Powoli, by nie zbudzić małżonka, brązowowłosa kierując się do kuchni. Gdy już do niej weszła, otworzyła lodówkę, wyjmując z niej gazowany napój. Upiła łyk. Poczuła się, jakby fala lodu spływała po jej ciele w te upalne dni. To był raj na ziemi. Wzięła kolejny łyk kolorowego napoju, rozkoszując się jego smakiem i chłodem. Podeszła pod ścianę i oparła o nią tył głowy. Nogę ugięła w kolanie, kładąc na ścianierównieżstopę.
Rozkoszną ciszę przerwało nagle wejście pewnego blond osobnika.
-Jak się spało? – zapytał, z wielkim uśmiechem na twarzy – bo mi doskonale.
Co mu się stało?, pomyślała Hermiona. Jest taki wesoły, radosny, a po jego zdenerwowaniu nie został nawet ślad. Patrzyła na niego spod przymrużonych powiek, marszcząc brwi. Była zdziwiona i zaskoczona.
-D…dobrze. – Zająkała się. Dalej nie potrafiła wyjaśnić tej całej zaistniałej sytuacji.
Ich skromny dialog został przerwany przez dźwięk dzwoniącego telefonu, który roznosił się po całym mieszkaniu.
-To twój telefon – upomniał się Draco – odbierz.
Hermiona jednak buszowała już w lodówce, nie mając ani zamiaru, ani ochoty szukać dzwoniącej komórki.
-Zobacz kto to. – Powiedziała, nie będąc pewną, czy pozwolić mu na zaglądanie do jej telefonu. Miała rację. Jej małżonek bowiem, widząc, że numer jest nieznany, postanowił odebrać komórkę.
-Halo? – zapytał.
-Cześć – powiedział gruby głos mężczyzny, który nawet się nie zorientował, że odebrał jakiś facet- pamiętasz mnie? Poznaliśmy się w klubie.
No tak! Mógł przewidzieć, Hermiony nie było jednej nocy, a już zdążyła porozdawać swój numer. Czy naprawdę ta kobieta zapomina, że wciąż ma męża? Nie zdążył jednak odpowiedzieć, ponieważ  Hermiona, miażdżąc go wzrokiem, odebrała komórkę i pobiegła do sypialni.
-Halo?
-Cześć –powiedział ktoś – pamiętasz mnie? Jestem tym brunetem z klubu.
-Ah, tak… - powiedziała lekko zawstydzona. Nawet nie znała jego imienia – czemu dzwonisz?
-Pomyślałem o jakimś spotkaniu. Co ty na to?
-Noo…-powiedziała niezdecydowana – nie wiem.
Była niezdecydowana. Nie miała ochoty się z nim spotkać, ale z drugiej strony będzie czuła się winna, jeśli odmówi. Jeszcze Draco… z pewnością będzie żądał wyjaśnień. Tysiące myśli wirowało jej po głowie.
-Jedno spotkanie. – poprosił.
-No dobrze. Ale gdzie? Chyba zapowiada się na deszcz.
-Może …
Hermiona uknuła plan. Paskudny plan.
-Przyjdź po mnie – powiedziała zdecydowanie. – coś się wymyśli – dopowiedziała, podając mu adres.*

Zbliżała się godzina osiemnasta, a ona właśnie ubierała się w skromną sukienkę sięgającą do kolan. Nie łatwo było powiadomić Dracona o tym spotkaniu. Trudniejsze jednak było przekonanie go, że to tylko kolega. Draco jednak pozostaje jej mężem, więc zasady jakieś muszą być, a Hermiona postanowiła ich nie łamać. Założyła na nogi czarne, wysokie szpilki i podeszła do lustra wybrać biżuterię. Przymierzała naszyjnik, patrząc, jakby się w nim prezentowała, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi.
To on, przeszło jej przez myśl. Nie myliła się. Był ubrany elegancko, w dżinsy i dopasowaną zieloną koszulę, a jego perfumy były tak intensywne, że zachciało się kichać.
-Wejdź – zaprosiła go gestem ręki – napijesz się czegoś?
Grzecznie podziękował.
-Daj mi minutkę, pójdę do sypialni na małą chwilę i wychodzimy.
-Okej. Poczekam.
-Rozgość się.
Hermiona popędziła do pokoju, stukając szpilkami o panele. Już zarazmiała wyjść na przyjacielskie spotkanie i miała zamiar bawić się doskonale. Nie wiedziała jednak, że ktośnieco pokrzyżuje jejplany. Fakt faktem pozostawało,  że Hermiona ma męża, któremu ta sprawa się nie spodobała.

-Cześć – przywitał się Draco, podając rękę przybyszowi. – Draco jestem.
-Toby. – odwzajemnił uścisk ręki. – A ty jesteś…? Współlokatorem?
-Współlokatorem? – prychnął. – Mężem!
-To… ona… - zająkał się – ma męża?
-Nie powiedziała ci? – westchnął Draco – ta nasza mała Hermionka lubi wszystko komplikować.*
-Ah, tak, faktycznie – powiedział zupełnie zdezorientowany Toby.
-Powiem ci jeszcze coś. Trzymaj się od niej z daleka. Nie radzę ci nigdzie z nią wychodzić.
Toby miał wielką ochotę odpyskować. Ale po co mu to było? Ona miała męża; była zajęta, więc nie mogła pozwolić sobie na randki. Zapewne wytłumaczyła sobie i przy okazji jemu, że jest to przyjacielskie spotkanie. Pokiwał głową na znak pogodzenia się z faktem o Hermionie, która już była mężatką.
-Poczekaj tu – doradził Draco – i powiedz jej, że nie możesz nigdzie wyjść.
-Co ja mam jej powiedzieć?! Przepraszam cię, ale twój mąż właśnie powiedział mi, że jesteś mężatką  i kazał się stąd wynosić? – powiedział, nie kryjąc złości.
-Wymyśl coś – wzruszył ramionami – dobrze Ci radzę.*
W tej właśnie chwili z pokoju wyszła rozpromieniona Hermiona.
-To co, idziemy? – zapytała, dając mu pstryczka w nos.
-Wiesz… na trzeźwo byłaś ładniejsza.
I wyszedł, kątem oka obserwując zadowoloną minę Dracona. Blondyn uniósł kciukdo góry, nie kryjąc uśmieszku. Hermiona zaś załamana siadła na sofie, tępo wpatrując się w jeden punkt.
-To twoja wina – wyszeptała załamana.- to tylko twoja i wyłącznie twoja wina.
-Trochę – wzruszył kolejny raz ramionami – Hermiono, przecież on miał więcej urody niż rozumu.
-No i co z tego? – wybuchnęła. – Czy ty wszystko musisz psuć?
-Psuć? – wstał z fotela – po prostu Cię ratuję.
-Od czego?! Od naprawienia sobie życia?! – wykrzyknęła mu prosto w twarz, a on poczuł, jak grunt się pod nim zapada.
Ona odeszła, zapewne płakała; była okropnie zła na niego. On natomiast posmutniał; jej słowa zabolały go jak jeszcze nigdy. Kochał ją, to fakt. Szkoda tylko, że to uczucie nie jest odwzajemnione, pomyślał i ukrył twarz w dłoniach.

Draco nie mógł znaleźć sobie miejsca. Do sypialni pójść nie chciał; przynajmniej nie dziś. Chciał pozostawić ją na tę noc samą, by mogła sobie wszystko spokojnie przemyśleć. On sam prześpi się na kanapie. Mógłby ją pocieszyć, ale to on jest sprawcą tych łez. Mógłby pójść i przeprosić; ale jest jeszcze zła na niego, więc przeprosin nie przyjmie. Mógłby pójść i wytłumaczyć, że zrobił to dla jej dobra; ona jednak mu nie uwierzy. Mimo późnej pory nie mógł spać, wędrował za to po pokoju i próbował spać to na kanapie, to na podłodze. Włączył telewizor, by zabić czas i nudę, jednak nie sądził, że wcześniejsza rozmowa będzie go tak dobijać. Przez cały czas, niemalże bez przerwy myślał o ich przejmującym dialogu, który sprawił nagle, że Draco poczuł się jak śmieć. Przed oczami miał załamaną Hermionę, która była bliska wybuchu płaczu; w jej oczach iskrzyły się łzy, które zapragnęły wydostać się na zewnątrz. Bransoletka, którą gwałtownie zdjęła po odejściu jej znajomego, dalej leżała na stoliku do kawy.Wziął ją do ręki i przyglądał się kryształkom osadzonym na niej. Czuł się załamany i zły. Na siebie, tylko na siebie. Zapragnął teraz, w tej chwili, wszystko naprawić. Jednak nie mógł sprostować błędu, którego tak bardzo żałował, błędu, który nie pozwolił mu spać tej nocy. Draco przeczekał do rana, tuląc  się do poduszki, a zamyślone oczy utkwił w ścianę przed nim. Dawno nie czuł się tak podle, jak teraz.

Hermionaczuła się upokorzona. Gorzkie łzy, spływające po jej policzkach znikały w materiale poduszki, który stawał się powoli niebezpiecznie mokry. Łkała długi czas i mimo wielkiej ilości wylanych łez nie potrafiła już przestać płakać. Była zła na swojego małżonka za to, co miało miejsce kilka godzin wcześniej. Dalej ubrana w sukienkę i szpilki, nie mając ochoty ani siły na przebranie się, leżała w łóżku, tuląc się do poduszki, jakby chciała znaleźć w niej oparcie. Pragnęła zadzwonić do Ginny, wyżalić się, powiedzieć, co ją dręczy, ale był przecież środek nocy. Nie może dzwonić o takiej godzinie do nikogo i zakłócać spokój, czyż nie? Bezsilnie patrzyła raz po raz na zegarek, żałując, że czas tak leci wolno. Była zła na Draco, zdenerwowana i wkurzona, ale i wdzięczna, za to, że nie przyszedł do niej i nie przepraszał jej, ani nic nie zapragnął się tłumaczyć z tej okropnej chwili, gdy gość wyszedł z ich domu, obrażając Hermionę. Zawyła z rozpaczy ponownie, gdy wszystkie obrazy znów pojawiły się w jej głowie. Tej nocy nie zaśnie; to pewne. Ale musi jutro wstać do pracy, podobnie jak Draco. Z pewnością zobaczą się w kuchni. Jak to będzie wyglądać? Czas pokaże.

Rozdział III

Jak się czuje osoba, która wraca do domu o siódmej nad ranem, będąc lekko podpitą i stojąc przed drzwiami, nie chcąc wejść? Tak jak teraz Hermiona. Stała, przestępując z nogi na nogę, nie mając ochoty na wejście do mieszkania, gdzie prawdopodobnie czekał na nią mąż. Niestety, sąsiedzi widząc ją w tym stanie narzucali różne teorie, które kompletnie mijały się z prawdą. Niestety, plotki nie dogonisz. Już po południu wszyscy byli pewni, że zazwyczaj porządna Hermiona wraca z nocnych eskapad z przyjaciółmi głównie płci męskiej, po całej nocy zabawy. Oczywiście, formułując to inaczej, ponieważ każdy przedstawiał swoją wersję wydarzeń. Te plotki to bujda! Hermiona jednak dumnie to przetrwała.
Dziewczyna weszła do mieszkania niepewnym krokiem.
– Wyglądasz, jakby sto nosorożców po tobie deptało – stwierdził zaczepnie Draco. – Plus jest taki, że nie musiałem dzielić z Tobą łóżka.
-Dzisiaj tutaj nocuję – zapewniła go.
-Och, z pewnością – założył ręce na piersi – ale na kanapie? – dodał z nadzieją.
-Nie – warknęła – w łóżku.
-Obok mnie? – zapyta podchodząc do niej na niebezpieczną odległość i schylając się nad drobnym ciałem Hermiony, która rozłożyła się w fotelu. Spojrzał jej w oczy.
Odpowiedziała mu tym samym.
Harda jest, przemknęło przez głowę Draconowi.
-Masz rację.
Draco dalej patrzył na jej oczy, by przenieść następnie wzrok na jej włosy.
-Uczesz te kołtuny.
-Szacunku trochę! – krzyknęła Hermiona, na co on prychnął.
Poszła do łazienki, po czym spojrzała w lustro. Miał rację, pomyślała, miała okropne włosy po całej nocy zabawy. Przebrała się i zaczęła szorować brązowe włosy. „Uczesz ten kołtun” – zaczęła go przedrzeźniać. Co on sobie wyobraża? Dupek jeden.
-Ej, Panna-Z-Zaburzeniami-Psychicznymi! – krzyknął rozbawiony Draco, tłumiąc śmiech – przestań do siebie gadać.
Przez te wydarzenia, jakie zgotował jej los, nie wiedziała, że swoje myśli wypowiadała na głos, a cały jej monolog trafił do uszu Draco. No pięknie, pomyślała, od teraz jest uważana za wariatkę. Kończąc myć włosy, prędko wyszła z łazienki i ciężko opadła na fotel.
-Głodna jestem.
-Ja też – odpowiedział jej, siadając obok niej na sofie- może zrobimy losowanie i przegrany zrobi obiad?
-Niech ci będzie – rzekła zmęczona – może rzucimy monetą?
-Okej– wyjął złoty krążek z kieszeni – jeśli wyjdzie reszka, wygrywam, jeśli orzeł, przegrywasz.
-Pasuje –odparła, a jej mózg już dawno przestań pracować– rzucaj.
Moneta poleciała w ruch. Widziała jakby w zwolnionym tempie, jak w powietrzu się obraca, by po chwili opaść szybkim ruchem na ziemię.
-Ha, reszka!- krzyknął radosny Draco – wygrałem, robisz obiad!
-Farta miałeś – odpowiedziała sennym głosem – ale niech ci będzie. Zrobię obiad, tylko daj mi się umyć.
Weszła do kabiny prysznicowej, słysząc głośny chichot męża. Wytłumaczyła to sobie, że ogląda teraz komedię. Zimna woda orzeźwiła nie tylko jej ciało, ale i umysł.
Reszka…wygrywam…orzeł…przegrywasz…
Na jedno wychodzi! Za każdym rzutem wygrana należałaby do niego!
Zatkała sobie usta dłonią. Okłamał mnie, pomyślała, drań!
Wzięła ręcznik, owinęła go sobie wokół ciała i wybiegła z łazienki.
Jedną ręką przetrzymała materiał, by jej nie spadł, a drugą zwiniętą w pięść biła mężczyznę, przy każdym ciosie dopowiadając jeden wyraz.
-Ty…draniu…reszka…wygrywam…orzeł…przegrywasz…?!
Powoli zaczęła się uspokajać, ale jej nerwy dalej były napięte. Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu w oczy.
-Jesteś zwykłym oszustem! A za to się płaci. Robisz dzisiaj obiad.
-Ale – zaczął bronić się Draco – to ty przegrałaś!
-A ty oszukiwałeś!  Poza tym… jak mogłam wygrać, skoro nieważne czy wypadłaby reszka, czy orzeł, wygrana należałaby do CIEBIE?
-Ale zgodziłaś się na taki obrót sprawy. –Draco był spokojny, w przeciwieństwie do Hermiony.
-Bo nie myślałam wtedy trzeźwo.
-A czy ty kiedykolwiek myślisz trzeźwo?!
-Częściej niż twój mały mózg! – Odgarnęła włosy do tyłu, będąc już bardziej spokojną i dopowiedziała- Robisz obiad i koniec. Jazda do kuchni . –Warknęła.
-Niech Ci będzie – burknął, po czym wyjął telefon.
-Co ty robisz? –zapytała zdumiona.
On nic nie odpowiedział; po wyjęciu telefonu wykręcił jakiś numer i tupiąc nogą czekał na połączenie. Jego wzrok wędrował z jednego punktu na drugi, aż w końcu zatrzymał się na obrazie. Nagle, jego szare oczy spojrzały w jej brązowe, a jego usta wykrzywiły się w drwiącym uśmieszku.
-Halo, pizza?


Usiedli na sofie, poprzednio włączając telewizor i rozkoszując się zapachem pizzy. Draco bezmyślnie przełączał kolejne kanały, biorąc jeden kawałek jedzenia do ręki.
-Mogę wiedzieć, gdzie byłaś całą noc? – zaczął.
-Mogę wiedzieć, co cię to obchodzi?
-Mogę wiedzieć, po co zadajesz takie durne pytania?
-Ty zacząłeś. – Burknęła.
Westchnął i wziął kęs pizzy. Spojrzał jej w oczy.
-Jakby nie patrząc, jestem twoim mężem i mam prawo się martwić.
Spojrzała na niego z podniesioną brwią.
-Serio? Jeżeli tak się martwisz, to możesz się uspokoić.  Całą noc spędziłam z Ginny.
Draco się zakrztusił, po czym na nią spojrzał i zaczął się histerycznie śmiać. Widocznie, źle zrozumiał wypowiedź Hermiony.
-Co zrobiłaś?
-Każdy głupi by się domyślił. Wyszłyśmy na miasto. A ty o czym myślałeś?
Draco zastanowił się, jak jej odpowiedzieć. Postanowił jednak, że nieco zwlecze z odpowiedzią i po prostu podejmie inny temat.
-Co u Weasleyówny?
-Dobrze. A jak ma być? Na razie przed ślubem jest szczęśliwa.
-Na razie? Czy to była jakaś aluzja?
Wzruszyła ramionami.
-Może. –Po dość długiej chwili ciszy znów podjęła temat. –Przygotowania do ślubu trwają.
-Taaak. –Potwierdził Draco – Niedługo Potter straci wolność.
-Daj spokój – rzuciła Miona – aż tak ci źle w małżeństwie?
Draco po raz kolejny się zaśmiał. Co jej odpowiedzieć? Źle nie było, ale gdyby było mniej awantur, byłoby o wiele lepiej.
-Gdybyś była o gram milsza – rzucił, wciąż na nią patrząc – byłoby lepiej. Poza tym, dlaczego jesteś taka okropna dla mnie? – zauważył w jej oczach zamieszanie – To przez ten rozwód?
-Szczerze? To tak. Jestem zdenerwowana na sędzinę.
-Wytłumacz mi w takim razie, dlaczego postanowiłaś wziąć rozwód?
Patrzył na nią wyczekująco. Bała się okropnie, że to pytanie nastąpi; jej obawy się potwierdziły. To pytanie jednak zostanie jeszcze bez odpowiedzi. Hermiona nie była gotowa na rozpoczęcie tego tematu. Zmieszała się na chwilę, jednak  odpowiedziała pewnym głosem:
-Jeszcze nie czas na te rozmowy.
Wiedział, że nawet jeśli będzie błagał na kolanach to odpowiedzi nie dostanie. Dlatego postanowił nie drążyć tematu dalej, tylko zajął się pizzą i telewizorem. Na TV akurat leciał jakiś serial.
-O, zostaw ten kanał! Uwielbiam ten serial. Właśnie jestem ciekawa, jak się zakończy.
Draco westchnął.
-Mogę ci powiedzieć, jak.
Uniosła prawą brew do góry na znak zapytania. Odpowiedział.
-Ona wyjdzie za niego za mąż, będą mieli trójkę dzieci i psa.
I przełączył na inny kanał.
-No wiesz co?! – wzięła poduszkę i walnęła go w twarz. –Dlaczego mi to robisz?
-Co? Nie daję ci oglądać serialu, czy zdradzam ci końcową fabułę?
Zamyśliła się.
-I to, i to.
-Bo mnie kochasz. –zaśmiał się i oddał cios poduszką.
Cholera, pomyślała, ten dupek ma rację.

Rozdział II

Położyła się na sofie, zmęczona powoli zamykając oczy. Miała plany na wieczór, więc usilnie próbowała nie zasnąć, jednak się to nie udało; po chwili już odpłynęła w niebyt. Kosmyk włosów opadł na jej twarz.
Blondyn wyszedł z sypialni, od razu kierując swój wzrok na kobietę. Podszedł do sofy i kucnął tuż obok niej, odsuwając zabłąkany kosmyk z jej twarzy, jednocześnie szepcąc:
– Oj, biedna, zmęczyłaś się pewnie. Zaniosę cię do sypialni, bo przez tę sofę obudzisz się z bólem kręgosłupa.
Wziął ją na ręce; w tej chwili była taka niewinna, spokojna.
– Dlaczego ty nie możesz być zawsze taka? – jęknął. – Tylko musisz kłapać tym jęzorem i wszystko psuć.
Otworzył drzwi sypialni jednym kopniakiem jak prawdziwy mężczyzna i wmaszerował do środka. Podniósł kołdrę, jednocześnie wsuwając tam ciało bezwładnej Hermiony. Zdziwiony swoim zachowaniem pocałował ją jeszcze w czoło i wyszedł.

Dopiero za którymś razem całkowicie otworzyła oczy. Prawda jeszcze nie do końca do niej dotarła, więc leżała na plecach, wpatrując się w jeden punkt w suficie. Nagle sobie przypomniała istotną rzecz – kładła się na sofie, w salonie! Skąd ona się do licha tutaj wzięła?! Wstała prędko, jednocześnie wygładzając pomięte ubrania, i weszła do dużego pokoju, który – o dziwo – był pusty. Malfoy widocznie wyszedł. To dobrze. Skierowała się ponownie do sypialni, by się przebrać. Ta noc należała do niej. 

Ginny wesoło gawędziła z Harrym, siedząc przy stole i wzrokiem pilnując kuchenkę. Właśnie przygotowywała kolację dla swojego przyszłego męża - pobierali się za dwa tygodnie. Rudowłosa zamyśliła się jednak na chwilę. Przecież zaproszenie na ślub dostała i Hermiona, i Draco, więc oboje znajdą się na weselu. Jak to będzie? Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi, więc  uprzednio uśmiechając się do Dracona podeszła pod nie i je otworzyła.
-Hermiona?
-Cześć, kochana!
Ginny przełknęła głośno ślinę. Cisza, jaka nastała była krępująca i wprost nie do zniesienia. Ale Ginny nie wiedziała, jak delikatnie zapytać się o sprawę rozwodową...
-Chyba wiem, o czym myślisz - powiedziała cicho pani Malfoy. -Nie dostałam rozwodu. Dalej jestem żoną tego dupka, kretyna...
-Poczekaj! Czy to są synonimy od słowa "mąż"? Hermiona, nie zapominaj, że za dwa tygodnie wychodzę za mąż!
-Wybacz, ale nie mam ochoty na żarty.
-Przepraszam - burknęła. -Wejdziesz?
-Tak naprawdę pomyślałam, że się gdzieś wybierzemy. No wiesz, damskie spotkanie, jakieś zakupy, albo tańce...
Właśnie do holu wszedł Harry.
-Cześć, Hermiono - przywitał się. - Wychodzicie gdzieś?
-Myślałam nad tym, żeby porwać twoją kobietę na miasto. Potrzebuję teraz jej do pogaduszek przy winie.
-Ja też się będę zbierał - stwierdził, biorąc kurtkę z wieszaka.
-A co z kolacją? - wtrąciła się Ginny.
-Innym razem - mruknął, całując ją w usta. - Dobrze się bawcie, moje kobiety! - I wyszedł. Hermiona tylko spojrzała nieśmiało na Rudą i lekko się uśmiechnęła. Ginny podeszła pod kuchenkę, wyłączyła gaz i pociągnęła Hermionę za rękę, by przygotować się na wieczór.

Przyszły w doskonałych humorach; tańce, zabawy... to to, czego obie potrzebują  w tym momencie. Usiadły na skórzanej sofie, zdejmując swoje torebki.
-No to co, opowiesz mi, co się dzisiaj działo?
Hermiona wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
-Zapewniam cię, że nie chciałabyś przez to przechodzić. Chciałam mieć to za sobą, ale finał tego jest taki, że dalej mam męża i siedzę w niezłym bagnie. Czy tylko ja mam takie szczęście?
-Ale dlaczego poprosiłaś go o rozwód? Byliście taką fajną parą!
Hermiona podniosła brew do góry.
-No co? - mruknęła zabawnie Ginny. - Draco ma takie piękne, zadbane włosy, szare oczy...
-To się z nim ożeń, jak ci się podoba.
-Obawiam się, że jest zajęty. Poza tym jego ojciec jest bogaty, ma wielki dom i ma piękny uśmiech...
-Jego ojciec?
-Nie... fuj!
Hermiona nie mogła się nie zaśmiać. Miała rację; nic nie leczy zranionego serca jak paplanina porządnej przyjaciółki!
-Idę zamówić jakiegoś drinka..
-W porządku.
Ginny odwróciła się i ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę baru, zaś Hermiona patrzyła co się dzieje na parkiecie. Wystukując nogą na podłodze rytm piosenki, która właśnie leciała, napotkała wzrok czarnowłosego, przystojnego pana. Uśmiechnęła się do niego zachęcająco, lecz zaraz na jej ustach pojawił się grymas niezadowolenia, gdywyczuła zapach alkoholu. Odwróciła się lekko i dostrzegła obok siebie ledwo stojącego na nogach pijanego człowieka. Rzucił się na sofę obok niej, próbując położyć rękę na jej ramieniu, na co ona wywróciła oczami i błyskawicznie ją strąciła, jednocześnie się odsuwając. Ten, niezniechęcony postawą kobiety, zagadał do niej, nieco sepleniąc.
– Hej, piękna – powiedział, a jego oczy powędrowały w stronę głębokiego dekoltu Hermiony. – Bolało, jak spadałaś z nieba?
– A ciebie? – rzuciła, wstając już ze swojego miejsca. – Bo chyba upadłeś na głowę.
Mówiąc to, prędko rzuciła się do baru. Swoją przyjaciółkę już dawno straciła z oczu, więc zamówiła  drinka, kątem oka widząc, jak ochrona wyrzuca zza drzwi tego pijanego człowieka. Coś krzyczał, ale muzyka dudniąca w klubie kompletnie go zagłuszyła, więc mogłatylko zobaczyć jego szeroko otwierające się wargi.
Po raz drugi dziś napotkała wzrok zbliżającego się do niej bruneta.... No nie, pomyślała, czy ja mam na czole wypisane tłustym drukiem, że szukam faceta? W ciągu kilku minut została dostrzeżona przez już kilku osobników! Mimo wszystko zdobyła się na uśmiechnięcie do chłopaka, który zaraz usiadł obok niej.
– Był nachalny? –zaczął swoje flirty.
– Odrobinę.
– Och, to było widać! - Zaśmiał się, wpatrując się ciągle w oczy kobiety. – Co mu powiedziałaś, że miał taką głupkowatą minę?
– Nic wartego uwagi – odparła dumnie Hermiona, zakładając kosmyk włosów za ucho.– Po prostu nie byłam zainteresowana.
Upiła kolejny łyk drinka. Nie miała pojęcia, który temat rozmowy podjąć. Czując na sobie spojrzenie nowoprzybyłego, wbiła wzrok w półkę z napojami alkoholowymi znajdującymi się za drewnianym blatem barmańskim. Kiedy miała już dość irytującego spojrzenia, wciąż zawieszonego na niej, niemalże natrętnego, spokojnie, bez nerwów dopiła swój napój, układając w głowie plan uniknięcia kontynuacji tej bezsensownej rozmowy.
– Pójdę poszukać swojej przyjaciółki.
W tej chwili złapał ją za nadgarstek. Zabolało; miał mocny uścisk.
– Zatańcz ze mną. – Widząc jej wahanie, dodał: – Jeden raz.

Tak jak Hermiona sądziła, po pierwszym tańcu nastąpił drugi, a po tym jeszcze następny. Już dawno temu straciła Ginny z oczu, lecz nie przejmowała się tym zbytnio. Niech dziewczyna się zabawi, oby tylko nie zrobiła jakiegoś głupstwa. Mijała jedna godzina, a po niej dwie następne, a Hermiona coraz lepiej się bawiła. Odkryła, że życie mężatki nie musi być nudne, pomijając fakt, że jest się w separacji z mężem. Dała się ponieść emocjom, dopóki przed oczami nie pojawiła się jej rudowłosa przyjaciółka, machająca do niej  wesoło.
– Muszę iść – krzyknęła głośno, by się przebić przez głośną muzykę. – Dzięki za dobrą zabawę.
– Może ją kiedyś powtórzymy? – zapytał, nie musząc krzyczeć, bo właśnie nastała cisza przed nowym utworem. – Dasz mi swój numer telefonu? – zapytał z nadzieją.
Hermiona zastanowiła się nad tympoważnie. Nie będzie zaczynać nowego związku, skoro jeszcze nie zakończyła jednego. Ponadto nie ma zamiaru w nic się na razie angażować. Pomyślała nawet, by dać mu fałszywy numer, by mężczyzna się od niej odczepił, ale to byłoby nie na miejscu. W ostateczności zapisała mu na dłoni swój numer, mając nadzieję, że nie przyjdzie mu ochota na dzwonienie do niej.
Obawiała się, że będzie miała kłopoty, gdy tylko przekroczy próg domu. Musi się zachowywać cicho...






Rozdział I



-Sąd po rozpoznaniu sprawy z powództwa Hermiony Malfoy o rozwód z orzeczeniem o winie Dracona Malfoy'a oddala wniosek w całości. W ocenie sądu nie nastąpił rozkład pożycia małżeńskiego, ponieważ nadal widać, że małżonkowie darzą się uczuciem, co uniemożliwia przeprowadzenie rozwodu.
Sędzina uderzyła o blat młotkiem sędziowskim, czym zakończyła rozprawę rozwodową państwa Malfoyów. Wstała, z zamiarem wyjścia z Sali rozpraw i wyszła mając kamienną twarz, nie wyrażających żadnych emocji. Hermiona natomiast wyglądała, jakby miała wybuchnąć z nadmiaru emocji; była zdenerwowana, co można było zauważyć przez czerwone plamki na policzku i przede wszystkim zawiedziona. Wybrała dobrego adwokata, który nie przekonał sędziego do zmiany wyroku. Jej szczęka opadła, a ona sama nie mogła dalej uwierzyć z tego co przed chwilą usłyszała. Niestety, ta chwila nie okazała się złym snem, który ją nawiedził; to była najprawdziwsza i zarazem najgorsza prawda jaka ją spotkała. Nie dostała rozwodu. Kątem oka uchwyciła postać Dracona, który wychodził z maską obojętności na twarzy z Sali, mając ręce w kieszeni i wyglądając na pełni rozluźnionego. Widocznie nie zrozumiał powagi sytuacji, pomyślała zdenerwowana Hermiona. Wstała z krzesła, poprawiła swoją spódnicę i prędko wymaszerowała z pomieszczenia, bojąc się nadejścia swojego wybuchu. Zauważyła, że kierował się po schodach w stronę drzwi wyjściowych i miała rzucić się za nim, w celu obrzucenia go przezwiskami, lecz zatrzymał ją prawnik.
-Bardzo przykro mi z powodu wyroku – zaczął – nie tego się spodziewałem.
Sądziła, że zaraz zacznie rzucać tekstami typu „Robiłem, co mogłem”, ale jednak nie. Może to dobrze, że ją zaczepił? Może przy rozmowie z nim trochę ochłonie.
-Także nie jestem zadowolona z tego wyroku.
-No cóż, może zastanowić się nad słowami sędziego? Wyglądacie na kochających się, może wasze kłótnie warto puścić w niepamięć?
-Z pewnością –prychnęła, nie siląc się na uprzejmy ton- co z tego, że wyglądamy na kochających się? W rzeczywistości jest inaczej. Wygląd nic nam tu nie da, nie potrafimy razem żyć i tyle. To małżeństwo to… tylko papierek. Ma pan żonę?
-Tak. – powiedział, nie bardzo wiedząc do czego ta rozmowa zmierza.
-Jakby pan się czuł, gdyby pan był świadomy, że to małżeństwo jest bez przyszłości? Małżeństwo bez miłości NIE ISTNIEJE - powiedziała z naciskiem. - Co tu dużo mówić? Zawiodłam się na sędzi.
-Rozumiem panią doskonale, staram się wyobrazić pani sytuację. Ale skoro rozwód się nie powiódł, to polecam wybrać się na terapię małżeńską.
-Nie sądzę, żeby cokolwiek w tej chwili pomogło. – wzruszyła ramionami – poza tym Draco nigdy się nie da namówić na pójście do jakiejś osoby prawiącej mądrości na temat małżeństwa.
-Myli się pani – prawnik poruszył przecząco głową, przy czym jego dłuższe włosy poruszyły się. – nie wie pani, ile taka osoba naprawiła małżeństw.
-Jak mówiłam, małżeństwo bez miłości nie istnieje. Więc co tu naprawiać?
-Niech pani przemyśli moje słowa. Tymczasem, mam kolejną sprawę, więc przepraszam bardzo – skierował kciukiem w stronę wyjścia – muszę panią zostawić. Przykro mi i … życzę szczęścia.
Hermiona zignorowała jego uśmieszek, jaki wtargnął się na jego usta.
-Dowidzenia -  powiedziała obojętnym tonem.
Sądziła, że przy tej rozmowie ochłonie, że nabierze jakiegoś spokoju, jednak słuchając prawnika złość wzbierała się z minuty na minutę. Jej emocje były nie do opisania. Drżała i nabierała bordowych kolorów na twarzy, a jej palce były zaciśnięte w mocne pięści.
-Taki z Ciebie dobry adwokat, a zwykłej sprawy wygrać nie możesz – warknęła przez zaciśnięte zęby do siebie. Przeklęła pod nosem, w myślach stosując tortury na niewinnym prawniku, a jej nogi same prowadziły ją do wyjścia. Głośno oddychała, mając nadzieję że to ostudzi choć trochę jej złość.
Wdech, Wydech.
I właśnie wtedy zobaczyła go stojącego przed sądem. Rozluźnionego, trzymającego dłonie w kieszeniach od spodni, wesoło gawędząc ze swoim prawnikiem. Widać, że wydarzenia z ostatnich chwil nie działały w żaden sposób na niego. Nie tak sobie wyobrażała to małżeństwo.
Zauważyła jak kiwa głową na pożegnanie prawnikowi. Starała się przejść za jego plecami niezauważona, niestety jej obawy potwierdziły się. On odwrócił się i zobaczył przed oczami ją – całą czerwoną, wprost kipiącą ze złości. Na jego twarz wpłynął kpiący uśmieszek.
-Witaj moja żono – podszedł do niej z myślą pocałowania jej w policzek. Odepchnęła go z chłodnym wyrazem twarzy – co dziś dobrego zrobisz mi na obiad? – zapytał bezczelnie, na co ona zacisnęła mocniej zęby i pięści. Miała ochotę go uderzyć za jego bezczelność, ale obiecała sobie, że nie będzie robić żadnych scen. Szczególnie teraz, pod sądem, gdzie jest mnóstwo ludzi.
-Nie oczekuj ode mnie obiadków, ty bezczelny ignorancie. Oczekuj swoich walizek pod drzwiami, MĘŻU. –warknęła głośno, na co zwróciła na siebie uwagę.
-Słucham? – zaśmiał się – o ile się nie mylę to mieszkanie kupiliśmy razem. Razem też tu kupiliśmy meble i razem mieszkaliśmy. Na papierku pisze, że mieszkanie jest NASZE, a nie twoje. Nie licz na to, że się wyprowadzę.
-Ja także nie mam zamiaru się wyprowadzać.
-W takim razie mieszkamy razem – klasnął w ręce – nie masz pojęcia jak wielka moja radość.
Machnęła ręką i szybko podeszła do taksówki. Rozmyślała nad słowami prawnika. Myślał, że to małżeństwo można odratować? Do cholery, to nie są deski, że można przybić nowe gwoździe!
Taksówkarz wyraźnie zauważył jej ponurą minę.
-Coś nie gra? –zapytał z przyjaznym uśmiechem.
-Myśli pan, że jak zabiję mojego męża to domyślą się, że to ja?

Wróciła do domu z ponurą miną. Jej humor był tak paskudny, że aż nie do ukrycia. Miała ochotę siąść, wziąć wino i nie fatygować się po kieliszki tylko pić z gwinta. Za jakie grzeczy spotkały ją te okrucieństwa? Usiadła na sofie, ciężko wzdychając. Zdjęła szpilki i rozmasowując sobie stopy zaczęła wspominać czasy, który należały już do starych, gdy ona i Draco byli uważani za kochającą się parę. I tak właśnie było, bo darzyli się tym wspaniałym uczuciem. Co się stało teraz? Wszystko uległo okropnej zmianie. Może to dobrze, że odkryli że nie są sobie przeznaczeni. Lepiej teraz, niż później.
Usłyszała, jak zamek w drzwiach się porusza. Wiedziała dobrze, kto próbuje dostać się do mieszkania. Rozmyślała nawet, czy nie warto zmienić zamków. Doszła jednak do wniosku, że nie będzie rozpoczynać  jakiejś wojny, dojdą do porozumienia w dobroci. Dla niej porozumienie równało się w tej chwili z pojęciem „rozwód”. Wszedł do mieszkania, jednak ona nie zauważyła jego uśmieszku goszczącego na bladej twarzy, bo miała zamknięte oczy, a  głowę miała opartą na oparciu ogromnej sofy. Usiadł naprzeciwko niej, na fotelu. Popatrzył się na jej smutną twarz i wcale się nie przejmując poszedł do kuchni połączonej z salonem.
-Chcesz kawy? –zapytał uprzejmie otwierając lodówkę w poszukiwaniu jedzenia.
-Co? –spytała nieprzytomnie – A, chętnie.
-To zrób i mi.
Hermiona po raz kolejny zacisnęła pięści i mocno przycisnęła powieki. Tyle dzisiaj przeżyła... musiała odreagować. Draco wyszedł do sypialni. Do ICH sypialni. Nim jednak zamknął drzwi, jej but na obcasie polecał z ogromną siłą w jego stronę. Znów sprawił, że jej nerwy podniosły się do granic wytrzymałości. Uśmiechnął się; uwielbiał, gdy ona ledwo panowała nad sobą przez niego.

Nie będę płakać, nie będę płakać, myślała gorączkowo Hermiona. Mimo dużej ilości łez zgromadzonych w oku, nie pozwoliła, by chociaż jedna wydobyła się na zewnątrz i zsunęła się po policzku. Jej chwilowe załamanie nerwowe poszło w niepamięć, teraz weszła lekka niechęć do życia na jego miejsce. Gdy doszła do sypialni, prędko chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi.
-Jeszcze jedna sprawa, Malfoy – warknęła – nie mam zamiaru spać w jednym łóżku z Tobą. Jestem także pewna, że śpię do końca mojego życia w tym oto miejscu. –wskazała na ich wspólne łoże- Nie wchodzi w grę żadna sofa, czy broń boże podłoga.
-Ależ Hermiono – orzekł nienaturalnie spokojnym głosem – ja także śpię tutaj, w tym łóżku. Mam do niego prawo, kupiliśmy je na współkę, pamiętasz?
-Nie moja sprawa - wzruszyła ramionami – ja z Tobą nie śpię i koniec.
-Nie masz wyboru.
-Mam – powiedziała pewnym głosem.
-A, faktycznie, masz. Jeśli nie chcesz ze mną spać to możesz się przenieść na sofę.
-Nie ma mowy – zaśmiała się – na sofie śpisz TY.
-Kpisz sobie? Nie rezygnuję z tego łóżka i koniec. A teraz lepiej wyjdź, potrzebuję spokoju.
-Po moim trupie- warknęła i rzuciła się na drugą połowę łóżka. Wzięła książkę leżącą na etażerce i nawet nie próbowała udawać, że ją czyta. Otworzyła ją w połowie i śledziła co pięć linijek tekstu, prędko kartkując książkę.
-Stresujesz się moją obecnością? – zapytał Draco z wyraźną ironią w głosie – nie masz czego, kochanie – ostatnie słowo zaakcentował, przybliżając swoje usta do jej szyi. Czuła jego obecność wyraźnie, jednak nie miała pojęcia do czego zmierza.
-Draco – nie wiedziała jak się wyrwać z jego objęć – zostawiłam żelazko na gazie.
-Żelazko na gazie? – uniósł brew – czy aby na pewno?
-Tak! I daj mi w końcu ten kretyński spokój!

Wyszła, trzaskając drzwiami. To niemożliwe, jak on na nią działa.