piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział V

Wstawał nowy dzień, a Hermiona powoli otwierała swoje ciężkie powieki, stwierdzając, że dawno nie miała tak okropnej nocy. Miała ponad godzinę, by przyszykować się do pracy, więc to było dużo czasu. Spała około dwóch godzin. Weszła do łazienki, połączonej z sypialnią, by przede wszystkim ubrać się i umalować. Spojrzała w lustro; stanowczo to nie była nasza Hermiona. Ta osoba, która stała przed lustrem miała nieuporządkowane włosy, w totalnym nieładzie, makijaż, którego wczoraj nie zmyła zlał się jej aż nad policzki, a całe oczy były zaczerwienione od płaczu. Była w opłakanym stanie. Po nalaniu wody do obszernej wanny, nalała do niej dużej ilości płynu, by po chwili zanurzyć w niej swoje ciało. Pragnęła nie zajmować swoich myśli wydarzeniami z dnia wczorajszego, ale to okazało się trudniejsze, niż się spodziewała. Czy chciała się zemścić? Nie. Ponieważ gdyby ona oddała cios, to powstałaby niekończąca się wojna, a ona tego nie chciała. Wczorajsze przeżycia zadziałały na nią tyle, że nawet teraz nie chciała nigdzie wychodzić; jedynie, co chciała to usiąść na łóżku i zająć się czekoladkami. Może one ostudziłyby jej emocje. Po wyjściu z wanny, prędko osuszyła ciało i elegancko się ubrała. Spojrzała w lustro. Wyglądała już lepiej. Lekko się umalowała, co sprawiło, że nie wyglądała tak okropnie, po czym skierowała się do wyjścia. Stanęła przed drzwiami sypialni, prowadzącymi do salonu i kuchni, gdzie najpewniej był Draco. Głęboko się zamyśliła, a jej chęci na cokolwiek w lada moment minęły. Postawiła rękę na klamce, po czym ją szarpnęła.

Draco nie zmrużył oka tej nocy ani na moment i nie czuł nawet zmęczenia. Wstał, z zamiarem naprawienia swojego błędu i wiedząc, że Hermiona niedługo wstanie postanowił wziąć się za śniadanie. Bał się jak cholera nadchodzącej rozmowy. A co jeśli wyjdzie z domu bez słowa? Nie  zatrzyma się, nie zje śniadania, nawet się na niego nie popatrzy? Wszystko jest możliwe. Wczoraj, kłótnia między tym dwojgiem była krótka, ale porządnie wstrząsnęła szczególnie dziewczyną. Płynne jajko wlał na rozgrzaną patelnię z olejem i zaczął mieszać. Słyszał, jak puszczała wodę w łazience. Zapewne się myła. Miał wielką nadzieję, że obdarzy go chociaż jednym jedynym spojrzeniem, gdy będzie przechodzić, któro nie będzie wrogie. Przyprawił smażącą się jajecznicę. W tej chwili usłyszał, jak klamka w drzwiach się porusza i automatycznie przechylił głowę w jej stronę.

Spojrzała na niego, a jej wzrok nie wyrażał niczego. Blondyn spróbował się do niej uśmiechnąć; wyszedł mu koślawy grymas. Chciał mieć wszystko za sobą, zobaczyć, przekonać się, czy mu wybaczy.
-Jesteś głodna?
-Zjem na mieście. –Odpowiedziała, zakładając buty, nawet na niego nie patrząc. Postanowiła go ignorować, by pokazać mu, jak bardzo jest na niego jest zdenerwowana. Wczorajsze wydarzenia bardzo przeżywała, więc chciała mu udowodnić, że zadziałał niepoprawnie.
-Jesteś zła … -mruknął niezadowolony.
-Brawo, geniuszu! –prychnęła.
-Hermiona, daj mi chwilę… - Nie zareagowała, na co on pomyślał, że sprawę ma przegraną. – To nie miało być tak! – Wykrzyknął, na co zwrócił uwagę zdezorientowanej Hermiony. Po chwili  zaczął mówić, mocno gestykulując rękami, wciąż patrząc prosto w jej brązowe oczy – Nie mogłem, po prostu nie potrafiłem wytrzymać faktu, że moja żona umówiła się ze „znajomym”. –Powiedział pełen skruchy.
-Ale … -postanowiła wtrącić, ale Draco zignorował ją.
-Mimo wszystko, Hermiona, mimo wszystko, jestem twoim mężem czy tego chcesz, czy nie. Moje uczucia do Ciebie się nie zmieniły. Dalej pamiętam, co przysięgałem ci podczas ślubu! Wczoraj zareagowałem tak pod wpływem impulsu, no bo co miałem zrobić innego? Pozwolić, by moja żona poszła sobie na spotkanie z „kolegą”, podczas gdy ja miałem sobie spokojnie spać? Nie, tak by nie było.
Hermionę zatkało. Wysłuchała wszystkiego, co powiedział jej Draco, dalej patrząc mu w oczy, On robił to samo. Czuła wielki mętlik w głowie, bo to, co on powiedział było prawdą. Lżej na sercu mu się zrobiło po tym, co powiedział, ale dalej nie wiedział jak to się wszystko potoczy. Po Draconie pełnym arogancji już nic nie zostało; teraz przed nią stał nowy człowiek.
-Ja … myślę, że masz rację. – Ukryła twarz w dłoniach i pokręciła głową. Myślała nad tym, że może powinna mu wybaczyć. Miał rację, to fakt. Dalej pozostawała jego żoną, czy tego chciała, czy nie. Ale podczas tego małżeństwa przecież mogli zachowywać się jak cywilizowani ludzie, czyż nie? Cała jej wrogość do niego wyparowała.
Draco pomyślał, że akcja toczy się według planu. Ona nie wyszła zła, tylko stoi tutaj, pozbawiona wszelkich emocji. Była skruszona, niezdecydowana. Myślała, co powiedzieć, co wyjaśnić. Zauważył kątem oka, że jej kąciki ust lekko się poruszają.
-Nie wiem co o tym myśleć. –Stwierdziła zgodnie z prawdą.
-Nie myśl, kochanie. Po prostu o tym zapomnijmy. Pasuje? – zapytał Draco, powstrzymując się ostatkiem sił, by do niej nie podejść i jej nie przytulić. Ona jedynie pokręciła głową. Postanowił jednak jeszcze dodać, coś na rozluźnienie sytuacji.
-Przepraszam, za to, że spławiłem tego typka, wczoraj. Ale rozumiesz, to był mój obowiązek małżeński. – Uśmiechnął się i położył swoją dłoń na jej ramieniu, Ucieszył się, że jej nie odrzuciła. Swoją drogą, zdziwiło go jego zachowanie, bo nie był typem człowieka, który potrafił przepraszać z całego serca. A teraz tak się stało.
-Ja też przepraszam. Obiecuję, że zanim coś palnę to przemyślę to dwa razy. Ktoś w tym małżeństwie musi być przecież od myślenia. – Stwierdziła Hermiona. Oboje się zaśmiali, zapominając już o wcześniejszych wydarzeniach. Atmosfera powoli, powolutku się rozluźniała, a na uwagę Hermiony Draco odpowiedział uśmiechem, a nie kolejnym docinkiem w jej stronę. Czyżby coś ulegało zmianie?
-Na przeprosiny zrobiłem jajecznicę. Widzisz? Starałem się. Wyjątkowo nie zamówiłem dziś pizzy.
-Cieszę się. –odparła ucieszona Hermiona – chociaż nie mogę w to uwierzyć.
-W co? – zaśmiał się, podczas gdy Hermiona usiadła do stołu, a on tymczasem nakładał jedzenie na talerze.
-Że ugotowałeś. Jeszcze jak powiesz, że dla mnie, to padnę ze szczęścia. –Ugryzła kęs –Mm, smakowite. Mógłbyś gotować częściej.
-Miałem teraz dobrą motywację, – nachylił się nad nią i szepnął – a motywacja to mój klucz do sukcesu.
-Z pewnością. – mruknęła Hermiona dalej zajadając się jajecznicą.
-Byłoby więcej jajecznicy, gdyby ktoś wczoraj nie zdecydował się na wojnę z jajkami.-Zaczepił ją, opierając się łokciem o stół. Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza,  a on zastanowił się, czy nie powiedział czegoś nieodpowiedniego.
-Zastanawiam się, gdzie twoja arogancja.-Powiedziała nagle.
-Wyleciała przez okno. –Stwierdził, wzruszając ramionami. –Trochę mnie zdenerwowała po wcześniejszych wybrykach.
Hermiona cichutko się zaśmiała.
-Mówię serio. Pamiętasz? Jeszcze kilka dni temu byłeś inny wobec mnie, a teraz coś się zmieniło. Strasznie mnie ciekawi, co. Czyżby wyrzuty sumienia?
-Zobacz, jakie twoje ciekawe. Twoje łzy zwyciężyły nad moją arogancją.
Podniosła lewą brew do góry.  Miał dzisiaj wybitny humor, nie potrafiła z nim rozmawiać poważnie. Pokręciła przecząco głową.
-Jesteś niemożliwy.
-No co ty nie powiesz? – zapytał z podniesioną brwią, a w głosie słychać było ironię.
-No nareszcie! –Ucieszyła się i klasnęła w ręce. –Prawdziwy Draco powraca.
-Brzmi jak jakiś tytuł filmu.-Stwierdził.
Atmosfera była luźna, ku uciesze Hermiony.
Po chwili ciszy, Draco się odezwał.
-Kończysz pracę tak jak zwykle?
-Tak, o 15. Dlaczego pytasz?
-Z ciekawości.- Odparł.
-Aha … -mruknęła Hermiona, podchodząc do drzwi i zawieszając czarną torbę na ramię- Teraz śpieszę się do pracy.
-Pa. –Mruknął, uderzając ścierką o stół. Wszystko poszło zgodnie z planem, ale bardzo brakowało mu bliskości Hermiony. Jeden pocałunek, nawet w policzek zmieniłby jego nastrój na lepszy. O wiele lepszy.

Hermiona siedziała nad formularzami, opierając się łokciem o stół.  Jej praca była monotonna, więc wszystko wokół ją nagle zaciekawiło. To jest jak z nauką – gdy usiądziesz przy książce i zaczniesz się uczyć, to nawet ściana wydaje się być interesującym obiektem. Była doradcą biznesowym, a oprócz tych formularzy musiała przygotować się do jutrzejszej rozmowy z ludźmi. Dochodziła godzina czternasta, a ona powinna mieć całą papierkową robotę zakończoną. Usiadła prosto, z obietnicą złożoną w myślach, że nie będzie już bujać w obłokach, ale zajmować się tym, czym powinna. Tak zrobiła. Skupionym wzrokiem wędrowała po kartkach, gdzie nie gdzie coś zapisując. Gdy skończyła, siedząc w skórzanym fotelu, zastanawiała się co może porabiać Draco.

Usiadł na krześle naprzeciwko pokoju kierownika. Wezwał go, w niewiadomej dotąd sprawie. Gdy jechał windą na górę, droga dłużyła mu się niemiłosiernie i robiło mu się gorąco. Poluzował krawat, ponieważ miał wrażenie, że go dusi. Próbował zająć myśli czymś przyjemniejszym, lecz nie potrafił. Stresował się i to bardzo; wiedział, że nie zrobił nic złego, ale jednak wizyta na dywaniku o czymś świadczy, prawda? Przecież Draco nie został zaproszony do kierownika biura na herbatkę, albo co lepsza, Whisky. Nie reagował  nawet, gdy ludzie, przechodzący obok niego witali się z nim. Nie miał ochoty rozpoczynać nowej rozmowy, której w obecnym stanie nie potrafiłby przetrzymać. Nagle, przez drzwi wyszedł na oko sześćdziesiąt letni pan, ubrany w elegancki, czarny garnitur. Zaprosił Dracona do swojego gabinetu gestem ręki. Usiadł na swój skórzany, z pewnością drogi fotel, również koloru czarnego.
-Usiądź, Draco.-Powiedział spokojnym głosem.
-Mogę wiedzieć, dlaczego Pan mnie tu zaprosił? – Dracon postanowił nie owijać w bawełnę i chciał przejść do sedna sprawy. Jego nerwy były napięte  i bał się wybuchu, który mógł się zdarzyć lada chwila.
-Spokojnie. –Zaśmiał się cicho, widząc jego zdenerwowanie. –Nie udzielę Ci nagany.
-W takim razie, po co ja  tu jestem?
-Herbatki? –zapytał Kierownik, o imieniu Matthew Bell. Draco przewrócił oczami.
-Nie, dziękuję. –powiedział, już przez zaciśnięte zęby.
Matthew wstał, podszedł do okna i zaczął czyścić okulary specjalną chusteczką, którą zabrał uprzednio ze stolika. Cichutko westchnął, po czym lekko się odwrócił i kątem oka spojrzał na blondyna.
-Wiesz doskonale, że młody nie jestem. Poprzednie lata, oj tak, to były cudowne czasy… -uśmiechnął się pod nosem.
Na sentymenty mu się wzięło, pomyślał Draco, silnie się pilnując by nie powiedzieć tego na głos. Matt powoli działał mu na nerwy.
-Ale nie będziemy o tym rozmawiać. –Usiadł na brzegu stoliku, kładąc dłonie na kolanach. –Powiem wprost. Zmieniasz pozycję w biurze.
-Słucham?- spytał z niedowierzaniem. – Chcecie mnie …degradować?!
-O, nie, oczywiście, że nie. Nie sądziłem, że tak to zabrzmi.
Draco już osiągnął apogeum złości.
-To możesz mi powiedzieć, po co mnie tu wezwałeś?! – warknął niezbyt przyjemnie.
-Nie zwracaj się tak do mnie! –Podniósł głos i znów westchnął. –Odchodzę na emeryturę.
Draco milczał. Nie wiedział, do czego ta rozmowa zmierza.
-Ktoś musi wejść na moje stanowisko.
-To była aluzja, tak?
-Dokładnie. –Matt nachylił się nad Draconem. – Pytanie tylko, czy wiesz, dokąd to wszystko zmierza.
Znów cisza. Blondyn milczał.
-Draco, jesteś inteligentny! Wysil mózg! Chcę, byś zajął moje stanowisko.
Draco wstał i wpatrywał się w swojego szefa z  niedowierzeniem. Powaga sytuacji utwierdzała go w przekonaniu, że to nie jest jakiś podły żart. Jego przemyślenia zostały przerwane przez kolejny potok słów, wyrwany z ust kierownika.
-Zastanów się nad tym. Przyjdź do mnie z gotową odpowiedzią.
-Nie! –Podniósł ręce, chcąc oznajmić, że chce coś powiedzieć. –Myślę, że to dobry pomysł.
Kierownik posłał mu szeroki uśmiech.
-No, teraz pozostały formalności. –Oznajmił.
Po chwili jednak, po raz drugi nachylił się nad nim i zapytał.
-To może wypijemy po herbatce?

Hermiona właśnie wracała do domu. Wyjęła kluczyki do mieszkania i otworzyła zamki. Gdy weszła do domu, to, co zobaczyła wprawiło ją w totalne zaskoczenie.