piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział I



-Sąd po rozpoznaniu sprawy z powództwa Hermiony Malfoy o rozwód z orzeczeniem o winie Dracona Malfoy'a oddala wniosek w całości. W ocenie sądu nie nastąpił rozkład pożycia małżeńskiego, ponieważ nadal widać, że małżonkowie darzą się uczuciem, co uniemożliwia przeprowadzenie rozwodu.
Sędzina uderzyła o blat młotkiem sędziowskim, czym zakończyła rozprawę rozwodową państwa Malfoyów. Wstała, z zamiarem wyjścia z Sali rozpraw i wyszła mając kamienną twarz, nie wyrażających żadnych emocji. Hermiona natomiast wyglądała, jakby miała wybuchnąć z nadmiaru emocji; była zdenerwowana, co można było zauważyć przez czerwone plamki na policzku i przede wszystkim zawiedziona. Wybrała dobrego adwokata, który nie przekonał sędziego do zmiany wyroku. Jej szczęka opadła, a ona sama nie mogła dalej uwierzyć z tego co przed chwilą usłyszała. Niestety, ta chwila nie okazała się złym snem, który ją nawiedził; to była najprawdziwsza i zarazem najgorsza prawda jaka ją spotkała. Nie dostała rozwodu. Kątem oka uchwyciła postać Dracona, który wychodził z maską obojętności na twarzy z Sali, mając ręce w kieszeni i wyglądając na pełni rozluźnionego. Widocznie nie zrozumiał powagi sytuacji, pomyślała zdenerwowana Hermiona. Wstała z krzesła, poprawiła swoją spódnicę i prędko wymaszerowała z pomieszczenia, bojąc się nadejścia swojego wybuchu. Zauważyła, że kierował się po schodach w stronę drzwi wyjściowych i miała rzucić się za nim, w celu obrzucenia go przezwiskami, lecz zatrzymał ją prawnik.
-Bardzo przykro mi z powodu wyroku – zaczął – nie tego się spodziewałem.
Sądziła, że zaraz zacznie rzucać tekstami typu „Robiłem, co mogłem”, ale jednak nie. Może to dobrze, że ją zaczepił? Może przy rozmowie z nim trochę ochłonie.
-Także nie jestem zadowolona z tego wyroku.
-No cóż, może zastanowić się nad słowami sędziego? Wyglądacie na kochających się, może wasze kłótnie warto puścić w niepamięć?
-Z pewnością –prychnęła, nie siląc się na uprzejmy ton- co z tego, że wyglądamy na kochających się? W rzeczywistości jest inaczej. Wygląd nic nam tu nie da, nie potrafimy razem żyć i tyle. To małżeństwo to… tylko papierek. Ma pan żonę?
-Tak. – powiedział, nie bardzo wiedząc do czego ta rozmowa zmierza.
-Jakby pan się czuł, gdyby pan był świadomy, że to małżeństwo jest bez przyszłości? Małżeństwo bez miłości NIE ISTNIEJE - powiedziała z naciskiem. - Co tu dużo mówić? Zawiodłam się na sędzi.
-Rozumiem panią doskonale, staram się wyobrazić pani sytuację. Ale skoro rozwód się nie powiódł, to polecam wybrać się na terapię małżeńską.
-Nie sądzę, żeby cokolwiek w tej chwili pomogło. – wzruszyła ramionami – poza tym Draco nigdy się nie da namówić na pójście do jakiejś osoby prawiącej mądrości na temat małżeństwa.
-Myli się pani – prawnik poruszył przecząco głową, przy czym jego dłuższe włosy poruszyły się. – nie wie pani, ile taka osoba naprawiła małżeństw.
-Jak mówiłam, małżeństwo bez miłości nie istnieje. Więc co tu naprawiać?
-Niech pani przemyśli moje słowa. Tymczasem, mam kolejną sprawę, więc przepraszam bardzo – skierował kciukiem w stronę wyjścia – muszę panią zostawić. Przykro mi i … życzę szczęścia.
Hermiona zignorowała jego uśmieszek, jaki wtargnął się na jego usta.
-Dowidzenia -  powiedziała obojętnym tonem.
Sądziła, że przy tej rozmowie ochłonie, że nabierze jakiegoś spokoju, jednak słuchając prawnika złość wzbierała się z minuty na minutę. Jej emocje były nie do opisania. Drżała i nabierała bordowych kolorów na twarzy, a jej palce były zaciśnięte w mocne pięści.
-Taki z Ciebie dobry adwokat, a zwykłej sprawy wygrać nie możesz – warknęła przez zaciśnięte zęby do siebie. Przeklęła pod nosem, w myślach stosując tortury na niewinnym prawniku, a jej nogi same prowadziły ją do wyjścia. Głośno oddychała, mając nadzieję że to ostudzi choć trochę jej złość.
Wdech, Wydech.
I właśnie wtedy zobaczyła go stojącego przed sądem. Rozluźnionego, trzymającego dłonie w kieszeniach od spodni, wesoło gawędząc ze swoim prawnikiem. Widać, że wydarzenia z ostatnich chwil nie działały w żaden sposób na niego. Nie tak sobie wyobrażała to małżeństwo.
Zauważyła jak kiwa głową na pożegnanie prawnikowi. Starała się przejść za jego plecami niezauważona, niestety jej obawy potwierdziły się. On odwrócił się i zobaczył przed oczami ją – całą czerwoną, wprost kipiącą ze złości. Na jego twarz wpłynął kpiący uśmieszek.
-Witaj moja żono – podszedł do niej z myślą pocałowania jej w policzek. Odepchnęła go z chłodnym wyrazem twarzy – co dziś dobrego zrobisz mi na obiad? – zapytał bezczelnie, na co ona zacisnęła mocniej zęby i pięści. Miała ochotę go uderzyć za jego bezczelność, ale obiecała sobie, że nie będzie robić żadnych scen. Szczególnie teraz, pod sądem, gdzie jest mnóstwo ludzi.
-Nie oczekuj ode mnie obiadków, ty bezczelny ignorancie. Oczekuj swoich walizek pod drzwiami, MĘŻU. –warknęła głośno, na co zwróciła na siebie uwagę.
-Słucham? – zaśmiał się – o ile się nie mylę to mieszkanie kupiliśmy razem. Razem też tu kupiliśmy meble i razem mieszkaliśmy. Na papierku pisze, że mieszkanie jest NASZE, a nie twoje. Nie licz na to, że się wyprowadzę.
-Ja także nie mam zamiaru się wyprowadzać.
-W takim razie mieszkamy razem – klasnął w ręce – nie masz pojęcia jak wielka moja radość.
Machnęła ręką i szybko podeszła do taksówki. Rozmyślała nad słowami prawnika. Myślał, że to małżeństwo można odratować? Do cholery, to nie są deski, że można przybić nowe gwoździe!
Taksówkarz wyraźnie zauważył jej ponurą minę.
-Coś nie gra? –zapytał z przyjaznym uśmiechem.
-Myśli pan, że jak zabiję mojego męża to domyślą się, że to ja?

Wróciła do domu z ponurą miną. Jej humor był tak paskudny, że aż nie do ukrycia. Miała ochotę siąść, wziąć wino i nie fatygować się po kieliszki tylko pić z gwinta. Za jakie grzeczy spotkały ją te okrucieństwa? Usiadła na sofie, ciężko wzdychając. Zdjęła szpilki i rozmasowując sobie stopy zaczęła wspominać czasy, który należały już do starych, gdy ona i Draco byli uważani za kochającą się parę. I tak właśnie było, bo darzyli się tym wspaniałym uczuciem. Co się stało teraz? Wszystko uległo okropnej zmianie. Może to dobrze, że odkryli że nie są sobie przeznaczeni. Lepiej teraz, niż później.
Usłyszała, jak zamek w drzwiach się porusza. Wiedziała dobrze, kto próbuje dostać się do mieszkania. Rozmyślała nawet, czy nie warto zmienić zamków. Doszła jednak do wniosku, że nie będzie rozpoczynać  jakiejś wojny, dojdą do porozumienia w dobroci. Dla niej porozumienie równało się w tej chwili z pojęciem „rozwód”. Wszedł do mieszkania, jednak ona nie zauważyła jego uśmieszku goszczącego na bladej twarzy, bo miała zamknięte oczy, a  głowę miała opartą na oparciu ogromnej sofy. Usiadł naprzeciwko niej, na fotelu. Popatrzył się na jej smutną twarz i wcale się nie przejmując poszedł do kuchni połączonej z salonem.
-Chcesz kawy? –zapytał uprzejmie otwierając lodówkę w poszukiwaniu jedzenia.
-Co? –spytała nieprzytomnie – A, chętnie.
-To zrób i mi.
Hermiona po raz kolejny zacisnęła pięści i mocno przycisnęła powieki. Tyle dzisiaj przeżyła... musiała odreagować. Draco wyszedł do sypialni. Do ICH sypialni. Nim jednak zamknął drzwi, jej but na obcasie polecał z ogromną siłą w jego stronę. Znów sprawił, że jej nerwy podniosły się do granic wytrzymałości. Uśmiechnął się; uwielbiał, gdy ona ledwo panowała nad sobą przez niego.

Nie będę płakać, nie będę płakać, myślała gorączkowo Hermiona. Mimo dużej ilości łez zgromadzonych w oku, nie pozwoliła, by chociaż jedna wydobyła się na zewnątrz i zsunęła się po policzku. Jej chwilowe załamanie nerwowe poszło w niepamięć, teraz weszła lekka niechęć do życia na jego miejsce. Gdy doszła do sypialni, prędko chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi.
-Jeszcze jedna sprawa, Malfoy – warknęła – nie mam zamiaru spać w jednym łóżku z Tobą. Jestem także pewna, że śpię do końca mojego życia w tym oto miejscu. –wskazała na ich wspólne łoże- Nie wchodzi w grę żadna sofa, czy broń boże podłoga.
-Ależ Hermiono – orzekł nienaturalnie spokojnym głosem – ja także śpię tutaj, w tym łóżku. Mam do niego prawo, kupiliśmy je na współkę, pamiętasz?
-Nie moja sprawa - wzruszyła ramionami – ja z Tobą nie śpię i koniec.
-Nie masz wyboru.
-Mam – powiedziała pewnym głosem.
-A, faktycznie, masz. Jeśli nie chcesz ze mną spać to możesz się przenieść na sofę.
-Nie ma mowy – zaśmiała się – na sofie śpisz TY.
-Kpisz sobie? Nie rezygnuję z tego łóżka i koniec. A teraz lepiej wyjdź, potrzebuję spokoju.
-Po moim trupie- warknęła i rzuciła się na drugą połowę łóżka. Wzięła książkę leżącą na etażerce i nawet nie próbowała udawać, że ją czyta. Otworzyła ją w połowie i śledziła co pięć linijek tekstu, prędko kartkując książkę.
-Stresujesz się moją obecnością? – zapytał Draco z wyraźną ironią w głosie – nie masz czego, kochanie – ostatnie słowo zaakcentował, przybliżając swoje usta do jej szyi. Czuła jego obecność wyraźnie, jednak nie miała pojęcia do czego zmierza.
-Draco – nie wiedziała jak się wyrwać z jego objęć – zostawiłam żelazko na gazie.
-Żelazko na gazie? – uniósł brew – czy aby na pewno?
-Tak! I daj mi w końcu ten kretyński spokój!

Wyszła, trzaskając drzwiami. To niemożliwe, jak on na nią działa.