sobota, 1 lutego 2014

Rozdział VIII

 Środa przyszła do Hermiony z lekkimi opadami deszczu. Chciało się zostać w łóżku, nigdzie nie wychodzić i patrzeć bezmyślnie w przezroczyste krople deszczu uderzające o szybę. Słońce schowało się, nie mając zamiaru wyjść zza chmur w tym dniu. Miona miała cichą nadzieję, że  na ślubie Harrego i Ginny będzie ładniejsza pogoda niż dziś; chciała, by było słońce, które daje rozkoszne ciepło i by nie było żadnych opadów atmosferycznych. Mimo wszystko, dziś, tak samo jak wczoraj, trzeba będzie wstać z ciepłego łóżka do pracy. Tak też Hermiona zrobiła.

Wyszła z pracy, intensywnie zastanawiając się nad Draconem. Co robił, gdzie był. Wysłała mu wiadomość o późnym powrocie do domu, ponieważ po pracy od razu miała się wybrać do pobliskiej kafejki na kawę z mamą. Miały to zrobić w mieszkaniu Hermiony, ale Rose prędko zmieniła miejsce spotkania twierdząc, że znalazła świetne miejsce i to właśnie tam muszą się udać na spotkanie, co oznaczało że Draco jednak nie spotka dziś Rose.

Otworzyła drzwi, które lekko zaskrzypiały,a Hermiona właśnie zaczęła składać parasolkę, kiedy jej oczy zatrzymały się przy barze. Zauważyła tam swoją matkę, która pilnie obgadywała jakąś sprawę z tutejszym barmanem. Wyglądało to na flirt, ale brązowowłosej tonie obchodziło. Przynajmniej nie chciała, żeby ją to obchodziło. Złożyła do końca parasolkę, otrzepała ją z kropel i podeszła do baru.
-A oto moja córka, Hermiona –powiedziała Rose, prędko wskazując otwartą dłonią na dziewczynę. Facet z baru chciał jej podać rękę, ale widząc minę Hermiony chyba zrezygnował; wyrażała ona jakąś niechęć, ale była tam też nutka zdziwienia. –Dwie kawy z mlekiem poproszę.
Obie usiadły przy stoliku w kącie. Hermiona wplotła rękę w swoje brązowe włosy, przesuwając ją do tyłu.
-Okropna pogoda,nie? – zagadnęła mama, pilnie obserwując córkę. – Co tam u was?
-Po staremu –mruknęła Hermiona, zastanawiając się, o czym Rose mogła rozmawiać z barmanem.- A u was? –zapytała.
-Nie licząc jednego wydarzenia, też po staremu.
Hermiona mruknęła pytająco.
-Ciocia Emma dzwoniła, z Włoch. Zaprasza was z Draconem. Niedługo zadzwoni do ciebie dałam jej twój numer.
-Ciocia Emma? –Hermiona znacznie się ożywiła. –Myślałam, że już zapomniała o nas.
-Daj spokój! –Rose machnęła ręką, po czym zaczęła oglądać swoje paznokcie. –Nie mogła o nas zapomnieć. Ginny niedługo wychodzi za mąż?
-Tak –odpowiedziała. –Chciałabym dzisiaj kupić sukienkę na wesele.
-Kiedy ślub? – zapytała, odbierając kawę, nie zaszczycając nawet spojrzeniem kelnera.
-W sobotę.
-A przypomnij mi, dlaczego nie jesteś druhną? –Upiła łyk. –W końcu jesteś jej najlepszą przyjaciółką.
-Ponieważ jej druhną jest Fleur. To u nich tradycja, że druhną jest ktoś z rodziny.
Zapadła cisza, która nikomu nie przeszkadzała. Każdy był zapatrzony w obraz malujący się za oknem.
 -Co u Dracona? – Rose zmieniła temat. Nie widziała córki od ponad tygodnia, chciała się dowiedzieć jak najwięcej, co się działo przez te kilka dni. – Dalej jest tak przystojny?
-Mamo! –zwróciła uwagę Rose, biorąc kolejny łyk czarnego napoju. –Dostał awans, wszystko zmierza w jak najlepszym kierunku. Robią imprezę na jego cześć.
Rose gwizdnęła.
-Nie wiem co powiedzieć.
-Nic nie mów.-Wzruszyła ramionami Miona.– Jak go spotkasz, to sama zobaczysz co u niego.
Reszta spotkania minęła prędko, na rozmowach, jak to się mówi, o wszystkim i o niczym. Hermionie humor się znacznie poprawił na tym spotkaniu. Za pomocą Rose, kupiła śliczną sukienkę, czarną, z ogromnym wycięciem z tyłu, z długością nad kolano. Co jak co, ale mama ma najlepszy gust.
-To co, może wyrwiemy się na coś mocniejszego? –zapytała Rose  po obejściu większości sklepów i po zakupie sukienki i butów. Właśnie wychodziły z wielkiego centrum i od razu rzuciła im się w oczy piękna pogoda; po deszczu nie było prawie żadnego śladu, nie licząc gdzieniegdzie średnich kałuż, a za chmur nareszcie wyszło słońce.
W torebce Hermiony coś zawibrowało. Prędko otworzyła ją, po czym wyjęła telefon.
-Przepraszam – mruknęła, odwróciła się, po czym odeszła parę metrów. Rose stała w miejscu i patrzyła na nią wyczekująco.
-Halo? –Odebrała komórkędzwonił do niej Draco.
-Hermiona?- odpowiedział blondyn po dłuższej chwili . – Potrzebuję twojej pomocy.
Hermiona podniosła prawą brew do góry, zakładając dłoń na biodrze. Cicho westchnęła- czyli znów wpakował się w kłopoty.
-O co chodzi?
-Jestem na komisariacie.

Prędko pożegnała się z mamą, co niestety okazało się trudne, biorąc pod uwagę fakt, że Rose zaczęła się martwić o stan Dracona. Hermiona prędko musiała  wytłumaczyć, że wszystko z nim w porządku, że ma jedną sprawę do załatwienia. Matka brązowowłosej odpuściła, ale z wielką niechęcią. Hermiona szybko złapała taksówkę, po czym truchtem pognała na komisariat, zobaczyć, co dzieje się z małżonkiem.
Zobaczyła go, siedzącego na sofie. Była zła? Nie. Prędzej zdziwiona.
-Pani HermionaMalfoy? – Ale to dziwnie brzmi! Mimo dwóch lat małżeństwa brązowowłosa nie potrafiła się przyzwyczaić do nowej godności.
-Tak, o co chodzi?
-Ktoś zainterweniował, ponieważ pani mąż wszczął bójkę. –Nawet pisk Hermiony: „coo?” nie przerwał jego wyjaśnień. –Możemy go puścić, musimy tylko sprawdzić, czy jego wyjaśnienia okażą się prawdziwe. Czy zna pani tego człowieka? –wskazał ręką na siedzącego po drugiej stronie pomieszczenia ciemnego blondyna, który utkwił wzrok w Hermionę.
-Ernie? – Podniosła brwi ze zdumienia. – Tak, znam. Niech pan nie mówi, że  m ó j   m ą ż  pobił się właśnie z tym oto panem.
-Niestety, ale tak.
-Jak to się zakończy? –westchnęła Hermiona.
-Doszliśmy  do porozumienia obu stron. Zakończy się mandatem, jak na razie,  i surową naganą. Bójki na środku ulicy są niedozwolone.
-A wiadomo, o co chodzi? – Chciała dopytać się Hermiona, podejrzewając, że Draco powie jej niewiele.-Dlaczego się pobili?
-Pan… Ernie MacMillan podobno był dość niemiły w stosunku do pana Dracona. Panu Malfoyowi, jakby to ująć, puściły nerwy.
-A nie pomyśleliście, że działał w obronie własnej? Znam mojego męża, muchy by nie skrzywdził, więc nie wierzę, by to on pierwszy zaczął.
-My nie myślimy! –palnął – To znaczy, myślimy, ale zeznania pomogły nam ułożyć serię wydarzeń. –Policjant oblał się czerwonym rumieńcem.
-No, dobrze. To wszystko?  -Powiedziała do policjanta, ale jej oczy intensywnie wpatrywały się w Erniego.
-Tak, ale proszę uważać. Druga wizyta tutaj może być o wiele nieprzyjemniejsza.
Bez słowa pożegnania, skierowała się do męża.

-Czy ty jesteś ociężały umysłowo?– warknęła, po czym zamknęła na chwilę oczy i głęboko westchnęła. – W domu porozmawiamy. –Wyszła, czując się jak nie żona, ale matka, która wyprowadza nieletniego syna z komisariatu, który przesadził z alkoholem.