Środa przyszła do
Hermiony z lekkimi opadami deszczu. Chciało się zostać w łóżku, nigdzie nie
wychodzić i patrzeć bezmyślnie w przezroczyste krople deszczu uderzające o szybę. Słońce
schowało się, nie mając zamiaru wyjść zza chmur w tym dniu. Miona miała cichą
nadzieję, że na ślubie Harrego i Ginny będzie
ładniejsza pogoda niż dziś; chciała, by było słońce, które daje rozkoszne
ciepło i by nie było żadnych opadów atmosferycznych. Mimo wszystko, dziś, tak
samo jak wczoraj, trzeba będzie wstać z
ciepłego łóżka do pracy. Tak też Hermiona zrobiła.
Wyszła z pracy, intensywnie zastanawiając się nad Draconem.
Co robił, gdzie był. Wysłała mu wiadomość o późnym powrocie do domu, ponieważ
po pracy od razu miała się wybrać do
pobliskiej kafejki na kawę z mamą. Miały to
zrobić w mieszkaniu Hermiony, ale Rose
prędko zmieniła miejsce spotkania twierdząc, że znalazła świetne miejsce i to
właśnie tam muszą się udać na spotkanie, co
oznaczało że Draco jednak nie spotka dziś
Rose.
Otworzyła drzwi, które lekko zaskrzypiały,a Hermiona właśnie zaczęła składać parasolkę,
kiedy jej oczy zatrzymały się przy barze. Zauważyła tam swoją matkę, która
pilnie obgadywała jakąś sprawę z tutejszym barmanem. Wyglądało to na flirt, ale
brązowowłosej tonie obchodziło. Przynajmniej nie chciała, żeby ją to
obchodziło. Złożyła do końca parasolkę, otrzepała ją z kropel i podeszła do
baru.
-A oto moja córka, Hermiona –powiedziała Rose, prędko
wskazując otwartą dłonią na dziewczynę. Facet z baru chciał jej podać rękę, ale
widząc minę Hermiony chyba zrezygnował; wyrażała ona jakąś niechęć, ale była
tam też nutka zdziwienia. –Dwie kawy z mlekiem poproszę.
Obie usiadły przy stoliku w kącie. Hermiona wplotła rękę w
swoje brązowe włosy, przesuwając ją do tyłu.
-Okropna pogoda,nie? – zagadnęła mama, pilnie obserwując
córkę. – Co tam u was?
-Po staremu –mruknęła Hermiona, zastanawiając się, o czym
Rose mogła rozmawiać z barmanem.- A u was? –zapytała.
-Nie licząc jednego wydarzenia, też po staremu.
Hermiona mruknęła pytająco.
-Ciocia Emma dzwoniła, z Włoch. Zaprasza was z Draconem.
Niedługo zadzwoni do ciebie dałam jej twój numer.
-Ciocia Emma? –Hermiona znacznie się ożywiła. –Myślałam, że
już zapomniała o nas.
-Daj spokój! –Rose machnęła ręką, po czym zaczęła oglądać
swoje paznokcie. –Nie mogła o nas zapomnieć. Ginny niedługo wychodzi za mąż?
-Tak –odpowiedziała. –Chciałabym dzisiaj kupić sukienkę na
wesele.
-Kiedy ślub? – zapytała, odbierając kawę, nie zaszczycając
nawet spojrzeniem kelnera.
-W sobotę.
-A przypomnij mi, dlaczego nie jesteś druhną? –Upiła łyk. –W
końcu jesteś jej najlepszą przyjaciółką.
-Ponieważ jej druhną jest Fleur. To u nich tradycja, że
druhną jest ktoś z rodziny.
Zapadła cisza, która nikomu nie przeszkadzała. Każdy był zapatrzony w obraz
malujący się za oknem.
-Co u Dracona? – Rose zmieniła temat.
Nie widziała córki od ponad tygodnia, chciała się dowiedzieć jak najwięcej, co
się działo przez te kilka dni. – Dalej jest tak przystojny?
-Mamo! –zwróciła uwagę Rose, biorąc kolejny łyk czarnego
napoju. –Dostał awans, wszystko zmierza w jak najlepszym kierunku. Robią
imprezę na jego cześć.
Rose gwizdnęła.
-Nie wiem co powiedzieć.
-Nic nie mów.-Wzruszyła ramionami Miona.– Jak go spotkasz, to sama zobaczysz co u niego.
Reszta spotkania minęła
prędko, na rozmowach, jak to się mówi, o wszystkim i o niczym. Hermionie humor
się znacznie poprawił na tym spotkaniu. Za
pomocą Rose, kupiła śliczną sukienkę, czarną, z ogromnym wycięciem z tyłu, z
długością nad kolano. Co jak co, ale mama ma
najlepszy gust.
-To co, może wyrwiemy się na coś mocniejszego? –zapytała
Rose po obejściu większości sklepów i po
zakupie sukienki i butów. Właśnie wychodziły z wielkiego centrum i od razu
rzuciła im się w oczy piękna pogoda; po deszczu nie było prawie żadnego śladu,
nie licząc gdzieniegdzie średnich kałuż, a za chmur nareszcie wyszło słońce.
W torebce Hermiony coś zawibrowało. Prędko otworzyła ją, po
czym wyjęła telefon.
-Przepraszam – mruknęła, odwróciła się, po czym odeszła parę metrów. Rose stała w
miejscu i patrzyła na nią wyczekująco.
-Halo? –Odebrała komórkędzwonił do niej Draco.
-Hermiona?- odpowiedział blondyn po dłuższej chwili . –
Potrzebuję twojej pomocy.
Hermiona podniosła prawą brew do góry, zakładając dłoń na biodrze. Cicho westchnęła- czyli znów wpakował się w kłopoty.
-O co chodzi?
-Jestem na komisariacie.
Prędko pożegnała się z mamą, co niestety okazało się trudne,
biorąc pod uwagę fakt, że Rose zaczęła się martwić o stan Dracona. Hermiona
prędko musiała wytłumaczyć, że
wszystko z nim w porządku, że ma jedną sprawę do załatwienia. Matka brązowowłosej odpuściła, ale z wielką niechęcią. Hermiona
szybko złapała taksówkę, po czym truchtem pognała na komisariat, zobaczyć, co dzieje się z małżonkiem.
Zobaczyła go, siedzącego na sofie. Była zła? Nie. Prędzej
zdziwiona.
-Pani HermionaMalfoy? – Ale to dziwnie brzmi! Mimo dwóch lat
małżeństwa brązowowłosa nie potrafiła się przyzwyczaić do nowej godności.
-Tak, o co chodzi?
-Ktoś zainterweniował, ponieważ pani mąż wszczął bójkę.
–Nawet pisk Hermiony: „coo?” nie przerwał jego wyjaśnień. –Możemy go puścić,
musimy tylko sprawdzić, czy jego wyjaśnienia okażą się prawdziwe. Czy zna pani
tego człowieka? –wskazał ręką na siedzącego po drugiej stronie pomieszczenia
ciemnego blondyna, który utkwił wzrok w Hermionę.
-Ernie? – Podniosła brwi ze zdumienia. – Tak, znam. Niech
pan nie mówi, że m ó j m ą ż
pobił się właśnie z tym oto panem.
-Niestety, ale tak.
-Jak to się zakończy? –westchnęła Hermiona.
-Doszliśmy do
porozumienia obu stron. Zakończy się mandatem, jak na razie, i surową
naganą. Bójki na środku ulicy są niedozwolone.
-A wiadomo, o co chodzi? –
Chciała dopytać się Hermiona, podejrzewając, że
Draco powie jej niewiele.-Dlaczego się pobili?
-Pan… Ernie MacMillan podobno był dość niemiły w stosunku do
pana Dracona. Panu Malfoyowi, jakby to ująć, puściły nerwy.
-A nie pomyśleliście, że działał w obronie własnej? Znam mojego
męża, muchy by nie skrzywdził, więc nie wierzę,
by to on pierwszy zaczął.
-My nie myślimy! –palnął – To znaczy, myślimy, ale zeznania
pomogły nam ułożyć serię wydarzeń. –Policjant oblał się czerwonym rumieńcem.
-No, dobrze. To wszystko?
-Powiedziała do policjanta, ale jej oczy intensywnie wpatrywały się w
Erniego.
-Tak, ale proszę uważać. Druga wizyta tutaj może być o wiele
nieprzyjemniejsza.
Bez słowa pożegnania, skierowała
się do męża.