niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział X - EPILOG

-Kochanie! - Hermiona usłyszała krzyk swojego męża. - Lepszy krawat czerwony czy brązowy?
-Czerwony -odkrzyknęła mu, podczas gdy ona sama wybierała obcasy do swojej sukienki.
Od wesela Ginny i Harrego minęło wiele męczących dni. Hermiona, wraz z Draconem starali się poprawić swoje relacje; znów chodzili na randki do kina i na spacery do parku, starając się nie rozmawiać na temat rozwodu. Nikt nie chciał do tego wracać. To był temat tabu. Dzisiaj miało się odbyć przyjęcie na cześć Dracona, który awansował na szefa firmy. Był dumny jak paw i mocno szczęśliwy. Jednak jego radość nie objawiała się tylko przez wyższe stanowisko - lecz to świadomość, że miał przy sobie najpiękniejszą kobietę pod słońcem go tak radowała. Mocno ją przytulał i obdarowywał pocałunkami, a ona odwzajemniała te uczucia czując, że ponownie się w nim zakochuje i to jeszcze mocniej. Była jak zakochana nastolatka - jednak ta miłość nigdy nie przeminie. Była tego pewna.
-Stresujesz się? -Poczuła ciepły oddech mężczyzny na swojej szyi. Nawet nie zauważyła, kiedy zatraciła się w swoich myślach.
-Bardzo - przyznała się, cicho wzdychając.
-To ja się powinienem bać tej uroczystości, nie ty.
-Wiem, ale... oh, nie wiem! Cieszę się z twojego awansu. -Podeszła do blondyna i przytuliła go. Czuła się tak bezpiecznie w jego ramionach... a gdy poczuła jego rękę na swoich plecach, przeszedł po jej ciele  przyjemny dreszcz.
-Ja też się cieszę. -Pocałował ją w czoło. -Hermiono... chciałabyś mieć dziecko?
Szatynka zakrztusiła się śliną. Nie spodziewała się tego pytania, nie teraz.
-Ja... chciałabym, ale nie teraz - odpowiedziała niepewnie. -Nie jestem jeszcze pewna co do tego wszystkiego, potrzebuję czasu.
-W porządku - rzekł, ale tak naprawdę nie myślał o tym w ten sposób. Dla niego to nie było w porządku. Chciał mieć córkę, albo syna z tą kobietą. To było jego marzenie.
-Jesteś zawiedziony?
Dlaczego ona musi zadawał takie pytania?
-Kochanie, uszanuję twoją decyzję. Jeśli potrzebujesz czasu, to ci go dam.
-Dziękuję, -Odepchnęła go od siebie, ponieważ wciąż tkwili w uścisku. -A więc... jak wyglądam?
Draco oglądając ją, udawał, że myśli.
-Seksownie - odrzekł w końcu.
-A konkretniej?
-Bardzo seksownie!
-Draco... - Mocno go pocałowała, a ręka chłopaka automatycznie powędrowała na jej udo i zaczęła niebezpiecznie iść w górę. Drugą ręką ją podpierał; miał głupie wrażenie, że dziewczyna zaraz zemdleje.
-Chyba... musimy... iść. - Nie mogła się nawet wysłowić. Blondyn nie chciał jej puścić. W końcu jednak odsunął się od niej.
-Zaczynam powoli żałować, że mamy tę uroczystość. Jestem pewien, że razem spędzilibyśmy ten czas o wiele lepiej się bawiąc.
-Też jestem tego pewna. Ale impreza kiedyś się skończy, prawda?

Weszli do pięknie przyozdobionego holu, a z gardła dziewczyny wyszedł cichy jęk.
-Tu jest pięknie.
No tak, to jest właśnie kobieta. Zwróci uwagę na wystrój, ale na to, że przed nimi stoi ich przyjaciel już nie!
-Witaj, Harry.
Potter podał mu rękę.
-Gratulacje, musisz się czuć wyróżniony.
-Gratuluję - powtórzyła też Ginny.
-Dzięki.
Hermiona dopiero zauważyła ich obecność.
-Cześć!
-Mionka - zaczęła Ginny. -Stresujesz się? Cała drżysz.
-Odrobinę -powiedziała nieśmiało. - Ale nieważne. Jak tam u was po ślubie?
-W porządku! - krzyknęła zarumieniona rudowłosa.
-A noc poślubna?
-Jeszcze lepiej - wtrącił Potter z cwanym uśmieszkiem. Wszyscy się zaśmiali, nawet zestresowana Hermiona. Nagle podszedł do towarzystwa Andrew, pracodawca Dracona.
-Witam. Draco, chcę poprosić cię o przemówienie.
-Słucham? Jakie przemówienie?!
-Ludzie zechcą posłuchać nowego szefa tej firmy, więc poprosiłbym cię, żebyś wyszedł potem na scenę i powiedział parę zdań do widowni. Zgadzasz się?
-Chyba nie mam wyjścia - skrzywił się. - W porządku.
-No! -wykrzyknął Andrew.- Doskonale. Miłej zabawy w takim razie życzę.
Gdy pracodawca odszedł, Hermiona nie mogła się powstrzymać od cwanego uśmieszku.
-I kto się teraz stresuje?
Draco zgromił ją wzrokiem, zupełnie zapominając o Ginny i Harrym.
-Będę musiał się rozluźnić. -Schylił się i powiedział do jej ucha. -Poczekaj do nocy.

Po jakże wzruszającym przemówieniu Dracona, który uzyskał głośne oklaski, każdy zasiadł do oklasi przy głośnej muzyce. Kilka par wyszło na parkiet, rozpoczynając tym samym tańce. Lecz Hermiona, przy takim gwarze nie usłyszała pierwszego dzwonka telefonu. Dopiero gdy ktoś dodzwaniał się drugi raz, zorientowała się o tym. Wyszła na dwór i odebrała.
-Halo?
Usłyszała zapłakaną matkę.
-Twój ojciec... zawał...
Hermiona zrobiła przerażoną minę. W tym samym czasie wyszedł też Draco. Dziewczyna zaczęła się dopytywać o adres szpitala i zaczęła uspakajać matkę.
-Muszę jechać, Draco -szepnęła.
-Co się stało?
Hermiona jeszcze chwila, a wybuchnęłaby głośnym szlochem.
-Miał zawał. Mój tata.
-Jadę z tobą - powiedział zdecydowanie, zaprowadził ją do samochodu i po usłyszeniu odpowiedniej ulicy ruszył.

Hermiona złapała pielęgniarkę i prędko dowiedziałą się, w której sali leży jej ojciec. Nie zważając na wysokie obcasy pobiegła truchtem do sali numer 55.
-Mamo?
-Córciu! -Zapłakana mama Hermiony rzuciła się jej na szyję. -Gdy przyszłam z zakupów, zauważyłam go w kuchni. Leżał. I...
-Csii, spokojnie - szepnęła. Co z tego, że ją uspokajałą, skoro zaraz też wybuchnęłaby płaczem? -Draco, przynieś mamie trochę herbaty.
-Sama pójdę - zadecydowała.
-Na pewno?
-Tak, bo... po prostu muszę sama pójść - powiedziała głośnym tonem. Hermiona podała jej chusteczkę.
-Dziękuję. - I już jej nie było. Szatynka przyklęknęła obok łóżka swojego ojca i ścisnęła jego bezwiedną dłoń. Popatrzyła krótką chwilę na jego zamknięte oczy i już spod zaciśniętej powieki wypłynęła łza.
-Hermiona - zaczął Draco, kucając obok niej. Przytulił ją. - Nie płacz.
-NIe potrafię, Draco. Tyle rzeczy mnie ostatnio spotkało... przepraszam cię za ten rozwód - powiedziała nagle. -Żałuję tego, cholernie.
Draco popatrzył na nią smutnym wzrokiem.
-Wiem. Ale wszystko skończy się dobrze, jestem tego pewien.
-Kocham cię -powiedziałą cicho i niepewnie, jakby się bałą tego, co nastąpi.
-Ja ciebie też, Granger.